Forum  Strona Główna  

 


Forum Strona Główna -> Opowiadania własne / +18 -> [M] Nie stój! Całuj! +18
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
  Post [M] Nie stój! Całuj! +18 - Wysłany: Śro 18:04, 25 Lip 2012  
AkFa
Powiew wiatru



Dołączył: 29 Cze 2012
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: DreamLand England
Płeć: Kobieta


Opowiadanie +18
nie było betowane

Walentynkowe story
Nie stój! Całuj!





Powtarzanie sobie po raz setny tego samego nie zmieniało sytuacji nawet na jotę, ale niezmiennie jedno zdanie kołatało się po jego głowie. Wciąż i na okrągło.
„Co ja tutaj do cholery robię?”
Odpowiedź, która przychodziła mu na myśl, też była ciężka do zaakceptowania. Lucy, ta mała zołza znów go wrobiła. Nie pierwszy raz, to fakt, ale jego męskie ego usilnie nalegało, że zdecydowanie ostatni.
Jeszcze na dodatek w Walentynki! Przecież to była paranoja. Zabawa dla dzieciaków, którzy każdą burzę hormonalną mylili z miłością. I ten róż, róż, i potem nawet więcej różu. Choć nie… były jeszcze wszechobecne czerwone serduszka…
Z obrzydzeniem i skrzywioną miną, Jacob odgarnął kolejną masę snujących się, zasłaniających wszystko różowych balonów, plując i parskając z powodu konfetti przyklejającego się do jego twarzy z uporem, i ruszył w poszukiwaniu baru. Gdzieś tutaj do cholery musiał być, to bez dwóch zdań. Przecież gdzieś musieli chować się wszyscy ci nieszczęśnicy, którzy dali się tu przyciągnąć przez niewyżyte dziewczyny czy… zdeterminowane siostry…
Przedzieranie się przez lepiące się do siebie, namiętnie objęte pary, wcale nie poprawiało jego humoru. Jak mógł dać się przekonać, skoro sam nawet nie miał dziewczyny, nadal było dla niego zagadką. Choć może właściwie wiedział co przeważyło szalę tego szaleństwa.
Pięćset dolarów nagrody w jakimś durnym konkursie, który wymyśliła jego zwariowana, niemożliwa i zdeterminowana siostra. Nawet nie uprzedziła go co to za konkurs! A pomyślałby kto, że istnieje takie coś jak solidarność rodzinna. Każda jednak dodatkowa kasa była krokiem w kierunku spełnienia jego marzeń. Dla tego faktu, mógł się poświęcić…
Muzyka snuła się z każdego kąta. Słodka, powolna i opływająca ciała par na mini parkiecie. Sklejone niemal po granice niemożliwości oddychania, trąc o siebie i robiąc maślane oczy do siebie nawzajem, wydawali się nieobecni. Wyrzucili otaczający ich świat, bo nie był im potrzebny. Mieli siebie na wzajem. Zimny dreszcz spłynął po plecach Jacoba. Sama myśl, że kiedykolwiek mógłby tak się zachowywać, zmieniała jego żołądek w supeł. Nikt nie dałby rady przekonać go, że jakiekolwiek uczucie warte było robienia z siebie idioty w tłumie ludzi. A byli tu chyba wszyscy. Jak Lucy załatwiła salę na tę imprezę było jedną z tych zagadek, na które zdecydowanie lepiej było nie znać odpowiedzi.
Kto wymyśla Zabawę Walentynkową na dwa tygodnie przed samymi Walentynkami? No cóż, oczywiście wygląda na to, że jego siostra. Z ulgą przyjął wielką filiżankę ponczu, czy cholera wie co to było i odpowiedział kelnerce ciasnym uśmiechem na jej zalotny. Bez żenady obrzuciła jego ciało pochlebnym, zadowolonym spojrzeniem. Ostry makijaż, ciuchy po młodszej siostrze i czerwone szpony. Jeśli byłaby choć odrobinę bardziej oczywista to chyba aresztowałaby ją policja.
Nie, moja droga, trzy drinki za wcześnie – pomyślał drętwo, podejrzliwie zaglądając do filiżanki wypełnionej różową cieczą. – Jezu, serio? Niech to coś lepiej będzie dobre, bo jeśli zobaczy jeszcze jakikolwiek odcień różu to puści pawia. – Wziął ogromny łyk z głębokim pomrukiem zadowolenia. – Nie, właściwie to są serduszka. Jeśli zobaczy jeszcze jakieś serduszko…
– O, tutaj jesteś!
Jacob skrzywił się ukrywając ponurą minę za filiżanką, na dźwięk głosu jego absurdalnie zadowolonej z siebie siostry. Kiedy ona miała powód aby się cieszyć, inny mieli powody aby się obawiać.
– Boże, Lucy! Naprawdę, jeszcze więcej różu? – zapytał z niedowierzaniem, obrzucając jej szczupłą, wysoką sylwetkę obciągniętą minimum materiału, ale za to wściekle różowego, na dodatek pokrytego toną cekinów.
Kobieta zignorowała go szczerząc śnieżnobiałe ząbki w szerokim uśmiechu i rzucając mu się na szyję z chichotem.
– Masz szczęście że przyszedłeś! – Cmoknęła go głośno w policzek i z zadowoleniem sprawdziła, że jej nowa niepozostawiająca śladów pomadka na serio działa.
Jacob zdusił sarkastyczną odpowiedź cisnącą mu się na usta. Wdawanie się w słowne potyczki w tym momencie było mu niepotrzebne do szczęścia. A przyznać się do faktu, że i tak nie groziło mu że wygra, było zbyt bolesnym ciosem dla jego zagrożonej w tym serduszkowym raju, męskości.
– Nie ciesz się. Nie zabawię długo.
– Przestań! – Lucy zażądała poważnym tonem, jednocześnie obrzucając jego sylwetkę szybkim, szacującym spojrzeniem. Szczupły i wysoki, jak zwykle nie zrobił nic, aby podkreślić swoje atuty. Ciemne włosy rozczochrane, a policzki nieogolone. Choć w jego przypadku zawsze wyglądało jakby efekt był zamierzony i Lucy nieraz korciło, aby powiedzieć bratu, że wynik był całkiem przeciwny do tego na jaki miał nadzieję. Jasno niebieskie oczy tylko dodawały mu uroku zawadiaki, swoim chłodnym spojrzeniem.
A przecież dobrze wiedziała, że taki nie był. Był wspaniałym, troskliwym bratem i zawsze mogła na niego liczyć. Tak długo był sam, że już nauczył się nie mieć nikogo. Czas, aby to ona się nim zaopiekowała. – Nie mogłeś przynajmniej włożyć tej koszuli, którą ci kupiłam w prezencie? – zapytała z wyrzutem. Czarna prosta koszulka nie oddawała w pełni sprawiedliwości jego umięśnionej, choć smukłej sylwetce. Jacob rzucił jej wredne spojrzenie.
– Jak sama zauważyłaś, to prezent. Muszę go szanować.
– Jasne! Zwyczajnie nie chcesz, aby kobiety się na ciebie rzucały! – Palnęła go w ramię z mrugnięciem oka. Uważnie jednak obserwowała jego reakcję. Miała nadzieję, że jej plan zadziała. Wszystkie samotne koleżanki jej i koleżanki, koleżanek przyszły, aby na niego zapolować. Phi… nawet kilku kolegów…
– Tak. – Jacob skinął na kelnerką ręką po następną szklaneczkę. – Właśnie tego chcę. Aby zostawiono mnie w spokoju. Jakiekolwiek więc plany matrymonialne dla mnie miałaś, już możesz o nich zapomnieć. Nie chcę dziewczyny. A gdybym chciał, wierz mi, znalazłbym sobie sam. – Przyjął drinka z nieobecnym skinieniem głowy w stronę obsługującej go kobiety. Alkohol zaczynał go już ogrzewać od środka, ale nadal niewystarczająco, aby zwabić go w sidła harpii. Z westchnieniem spojrzał na smutną i rozczarowaną minę Lucy. – Nie chcę znaleźć sobie dziewczyny! – dodał stanowczo, aby nie pozostał nawet cień wątpliwości. Lucy wyszczerzyła zęby w krwiożerczym uśmiechu.
– To znajdź sobie chłopaka!
Jacob jedyne na co mógł się zdobyć, to tylko przewrócenie oczyma. To różowe coś zaczynało smakować coraz lepiej.
– Kochany, masz dwadzieścia osiem lat. Czas na ciebie. Nie robisz się coraz młodszy, a po za tym wiem, że byłeś ciekaw… – Lucy uwiesiła się na jego ramieniu, patrząc na niego przymilnie.
– Nie, aż tak ciekawy. – Nigdy nie powinien był ulec pokusie i wypytywać jej o jej homoseksualnych przyjaciół. Zawsze wiedział, że jego ciekawość zapędzi go w kłopoty. – Sprecyzuję konkretnej, aby nie było żadnych więcej wątpliwości. Nie jestem zainteresowany ŻADNYM związkiem! – Dokończył stanowczo, wypijając resztę alkoholu. Musiał być twardy, nieugięty i tego się trzymać!
Wyglądało jednak na to, że będzie potrzebował znacznie więcej alkoholu. Lucy chyba doszła do tego samego wniosku, bo sama machnęła na kelnerkę. Minutę później wręczała bratu kolejną szklaneczkę. Musiał się zrelaksować, inaczej nic nie wyjdzie z tego.
– To dlatego, że jeszcze nie spotkałeś właściwej osoby. Chodź przywitać się z Mike’m. – Bez oglądania się za siebie, zaczęła ciągnąć niestawiającego oporu brata przez tłum znajomych. Po dwóch metrach, Jacob zaczął zastanawiać się czy nie dostanie klaustrofobii. Nawet już nie wiedział kto go poklepywał po ramieniu, tylu się przepchnęło obok nich. Poklepywanie po tyłku jednak poważnie go wkurzyło. Zerwałby się w mgnieniu oka gdyby nie żelazny uścisk jego siostry na jego nadgarstku. Strzyga miała chwyt, trzeba było jej przyznać.
W końcu lądując po drugiej stronie Sali, tuż przy stanowisku z małymi upominkami, czekoladkami i serduszkami, Lucy rzuciła się na wielkiego, postawnego mężczyznę i obcałowała po całej twarzy. Zawsze pierwszym skojarzeniem Jacoba, kiedy na niego patrzył było Hiszpański Konkwistador, choć technicznie rzecz biorąc jego korzenie były włoskie. Wielkolud z cierpliwością zniósł atak, a nawet przyciągnął dziewczynę do siebie i praktycznie skrył w ramionach. Jeśli ktoś chciałby plakatową kwintesencję Walentynek, wystarczyłoby że pstryknąłby im zdjęcie.
– Hmm…maleństwo. Bawisz się dobrze? – mruczenie Lucy dotarło nawet do Jacoba. W tym momencie w jej rzeczywistości istniał tylko jeden człowiek. Skupiła się więc tylko i wyłącznie na ukochanym, trąc swoim ciałem o mężczyznę jak kotka. Jacob pokręcił tylko głową z niedowierzaniem. Jego przyszły szwagier był normalnie pantoflarzem. Przy prawie metrze dziewięćdziesiąt, dawał się wodzić Lucy za nos, jak byk na kółeczku. Oczywiście rozsądniej było zachować swoją opinię dla siebie, co też Jacob czynił. Lubił wszystkie części swojego ciała, dokładnie tam gdzie naturalnie wyrosły.
– Hej. – Mężczyźni uścisnęli swoje dłonie, potrząsając lekko. Już dawno temu pogodzili się z myślą, że obaj zajmują miejsce w życiu Lucy i to się nie zmieni, wystosowali więc nawet pewnego rodzaju przyjaźń.
– Cześć. Do samego końca nie wierzyłem że się zjawisz. – Mike przyznał ze śmiechem, szczerząc zębiska. Grube czarne brwi uniosły się z kpiną. Jacob palnął go wolną ręką, odskakując jednak zaraz i zasłaniając się drinkiem.
– Jaaasne, to mówi ten co odkrył sposób na to, aby odmówić Lucy – zawołał złośliwie Jacob. Mężczyźni wymienili porozumiewawcze spojrzenia i roześmiali się lekko.
– Co więc ostatnio dzieje się z tobą? Nie byłeś u nas wieczność. – Mike poklepał Lucy po pośladku i ucałował lekko w czoło. Kobieta zadowolona, że ktoś przypilnuje, aby Jacob nie zwiał, wykręciła się na chwilę, podążając do stanowiska DJ’a. Jacob miał niejasne przeczucie, że coś knuła.
– Nic się nie dzieje. Nuda. Praca i nic po za tym. Można powiedzieć, normalka. A ty?
– Och, nie dobrze bracie, nie dobrze. – Mike mlasnął z niezadowoleniem, przyglądając się mniejszemu mężczyźnie z smutkiem. Nie dziwne, że Lucy się o niego martwiła. Porwał dwie szklanki, tym razem drinka niebieskiego koloru i wręczył jedną Jacobowi. Facet powinien wyluzować. – Ja byłem odwiedzić rodziców. Zaplanowałem wakacje u nich. Przywiozłem brata. Koniecznie musisz go poznać. Może znajdziecie wspólny język, bo wierz mi człowieku, powinieneś się trochę rozerwać!
– Ha! Tylko jeszcze ty nie zaczynaj, błagam cię. Jestem perfekcyjnie zadowolony z mojego życia. – Jacob z miejsca się zastrzegł, odrywając oczy od masy bez wytchnienia falującej i przemieszczającej się tuż przed jego oczyma, aby spojrzeć na przyszłego szwagra ostrzegawczo. – Nie trzeba naprawiać czegoś co jest perfekcyjne!
– Nie jesteś samotny? Pracujesz coraz więcej. Nawet już nie spędzasz czasu ze siostrą – Mike zauważył z wyrzutem. Jego kochanie cierpiało z tego powodu, a on bardzo nie lubił kiedy Lucy cierpiała. Zawsze robił co w jego mocy, aby to zmienić. Mała wycieczka w stronę poczucia winy, nie była poniżej jego godności. – Nie tęsknisz za nią? Bo muszę ci powiedzieć, że ona tęskni bardzo.
Jacob przetarł dłonią twarz, nagle zmęczony. Z westchnieniem znów spojrzał na swojego przystojnego towarzysza. Lucy miała szczęście. Miała miłość. Idealnego partnera. Już go nie potrzebowała.
– Mike, to nie chodzi o to, że nie tęsknię. – Wzruszył ramionami, prawie nonszalancko. – Mieszkacie razem. Ty biznesmen, ona modelka. Nie macie czasu, aby na dodatek niańczyć jednego sfrustrowanego inżyniera, nudnego jak flaki z olejem.
– A wiec przyznajesz, że jesteś sfrustrowany! – Lucy wyskoczyła zza jego pleców tak nagle, że niemal przyprawiła go biednego o zawał.
– Lucy!
– No co! Musisz wreszcie użyć trochę życia! Proszę cię, nie… błagam. Skorzystaj z okazji, rozejrzyj się. Może akurat ktoś wpadnie ci w oko. – Uniosła dłoń stopując wszelki protest cisnący się na usta Jacoba, zanim ten nawet zdołał skonstruować choćby jedno zdanie. – Nie mów, nie! Daj sobie szansę. W najgorszym wypadku, po prostu nic z tego nie wyjdzie.
– Ale… – głowa Jacoba zaczynała lekko falować. Idealnie w rytm otaczającego go tłumu.
– Obiecaj mi chociaż, że weźmiesz udział w konkursie – Lucy spojrzała na niego błagalnie, niemal brutalnie zaciskając palce na jego dłoni. Nie miał serca jej odmawiać, kiedy tak na niego patrzyła, swoimi kocio zielonymi oczyma. Najwyraźniej przechodziła kolejną fazę, bo jej kontakty zaczynały przybierać coraz bardziej niesamowite kolory. Mike stojąc za jej plecami, położył dłoń na jej ramieniu w cichym wsparciu. Nienawidził widzieć Lucy zmartwionej.
– Ok, ok – westchnął poddając się nieuniknionemu. Czemu nadal łudził się, że może z nią wygrać to nie miał pojęcia. Przecież zawsze było tak jak Lucy chciała. – Wezmę udział w twoim szalonym konkursie, choć miło by było gdybyś mnie uprzedziła o co chodzi, a potem wracam do domu.
Piękna kobieta rozpromieniła się jak neon. Jej szeroki uśmiech wręcz przerażał Jacoba. Cokolwiek wykombinowała nie mogło to być nic dobrego.
– Super. Stój tu. Nie ruszaj się. Wypij drinka. Ja z Miki’em idę wszystko przygotować. – Mężczyzna wyglądał na równie zrezygnowanego, jak ona wyglądała na podekscytowaną. – Nie bierzemy udziału w nim, bo jesteśmy organizatorami, a na dodatek Mike będzie jurorem. – Lucy zachichotała, nic nie robiąc sobie z pochmurnej miny narzeczonego. Cmoknęła Jacoba w policzek i obróciła się na pięcie ciągnąc za sobą biedaka. – Acha i musisz poznać brata Mike’a, Fernando. – I poleciała.
Przez jakieś pięć cudownych minut Jacob zabawiał się myślą o tym, że odważnie odwraca się i wychodzi przez najbliższe drzwi, przez nikogo niezatrzymywany. Po pięciu minutach jednak, zmusił się, aby wrócić do rzeczywistości. Nie mógł złamać danego słowa i nie zamierzał. Pociągając kolejny długi łyk, rozejrzał się nawet po Sali. W końcu obiecał, tak? Może faktycznie, powinien wyluzować? Może przestałby się wówczas czuć tak staro. Tak… niepotrzebnie.
Wiele było par, szybko więc ich zdymisjonował. Singli za to było znacznie więcej, choć głównie wydawało się, że to były kobiety. Kilku markotnych samotników pełzało w tą i z powrotem, bez konkretnego celu, nieczęsto z miną świadczącą o tym, że chcieliby być gdziekolwiek tylko nie tu.
Sympatyzował z nimi całym sercem.
Dziewczęta, kobiety, całe śliczne, całe dostępne. Poważne i chichoczące, rzucały mu ciekawe spojrzenia. Zdawało się, że niewiele już czasu zostało, aż nazbierają odwagi, aby go zaczepić.
Szkoda tylko, że każdy włosek na jego ciele stawał mu dęba na samą myśl. Nie żeby był przeciwnikiem kobiet. Miał swoją dolę randek i jednonocnych eskapad, od kiedy zaczął interesować się seksem w delikatnym wieku, lat szesnastu. Obyło mu się jednak i ponad dziesięć lat później, podrywy straciły swój powab i urok.
Chryste, na serio się czuł jak staruszek!
Po raz kolejny z większą determinacją przyjrzał się kobietom naokoło niego. Hmmm… śliczna, blond i wygląda na to, że samotna…
Taaak, z jej wyglądem to tylko z jednego powodu mogła być sama w Walentynki. Pożeraczka męskich serc, nigdy nie dość szczęśliwa, dopóki nie przespaceruje się po dywanie z mężczyzn, leżących u jej stóp. Po co jej jeden, może mieć wszystkich…
Jacob wstrząsnął się mentalnie. Zdecydowanie był za trzeźwy. Dalszą lustrację potencjalnych kandydatek, na szczęście przerwał mu głos siostry płynący z każdego możliwego głośnika na Sali. Niczym z bezdennych czeluści. Wesoły, słodki niczym miód i radosny. Rezonował w każdym zakamarku jego mózgu.
I jeśli to nie było przerażające, to już nie wiedział co było.
– Witajcie moi mili. Mam nadzieję, że się dobrze bawicie. Że wasi ukochani są przy waszym boku w ten szczególny dzień! – Lucy wyciągnęła dłoń w stronę Mika, a mężczyzna ujął ją delikatnie w swoje wielkie łapsko i z galanterią uniósł do ust, składając perfekcyjny pocałunek na niej. Lucy i cała masa zgromadzonych kobiet zachichotała uroczo, a większa część mężczyzn z Jacobem włącznie jęknęła z rezygnacją. Mike normalnie zawyżał standardy. – Nie martwcie się jednak nasi single i singielki. Kupidyn tylko czeka, aby trafić was strzałą miłości. Jeśli nie dziś, to nie wiem kiedy byłby lepszy moment, aby spotkać drugą połówkę. A ja zamierzam pomóc szczęściu! – Kobieta zaklaskała w dłonie z radością, rzucając Jacobowi triumfujące spojrzenie.
Mężczyzna miał coraz gorsze przeczucie, ale kolorowe drinki zaczynały je neutralizować. W końcu co najgorszego może się stać, na imprezie Walentynkowej? Phi! Pikuś.
– Proszę wszystkie pary, aby się połączyły. Nie chcemy żadnych nieporozumień, prawda? – Lucy rzuciła z podejrzanie uradowaną miną. – Każdy kto jest sam, niech stanie po prawej stronie Sali, pary po lewej. Przyjaciele i znajomi, mają się rozdzielić. Inaczej nie ręczę za rezultaty… – zachichotała lekko, co tylko jeszcze bardziej wzbudziło podejrzenia Jacoba. Nie miał jednak czasu zastanawiać się nad nowym szatańskim pomysłem swojej siostry, bo sala zamieniła się w mrowisko. W krótce wokół niego znalazło się chyba z dziesięć kobiet i z trzech mężczyzn. Z czego, prawie wszystkich znał z widzenia, bo przyjaźnili się z jego zwariowaną siostrą. Miał nieodpartą potrzebę, aby się szybko wycofać. – Dobrze. Jak wiecie nagrodą w konkursie są dwa czeki, po pięćset dolarów, każdy. Warunek jest taki, że ci którzy go wygrają muszą wydać je razem, na dowolne rzeczy. – Głośny pomruk przemknął po Sali. Jacob mógł się założyć, że wiedział kto ufundował nagrodę. Mike miał zbyt miękkie serce, na serio.
Wolno i lekko, nie wzbudzając podejrzeń, Jacob zaczął się wycofywać. Było mu gorąco, szumiało mu w głowie i dziwnie podejrzanie, zaczynało mu być wszystko jedno, co wymyśliła jego siostra. A to nie mógł być dobry znak. Każdy normalny mężczyzna w tym momencie, wiałby gdzie pieprz rośnie. Fakt, że jeszcze nie był za drzwiami, był dowodem na to że się ululał.
– Zasady są proste. Ten kto wytrzyma najdłużej i włoży w to najwięcej pasji, i wysiłku wygra. Nagrodą pocieszenia jest kolacja dla dwoje w dowolnym terminie. – Lucy zaklaskała w dłonie z szatańskim uśmiechem. – Przygotujcie się. Muzyczkę proszę. Światła przyciemnić… – Machnęła dłonią na DJ’a. – Na mój sygnał łapiecie kogo chcecie…lub jak popadnie… – dodała szczerząc się jak wariatka. –… i całujecie! Długo i namiętnie! Powodzenia. NIE STÓJ! CAŁUJ!
Jacob stał z rozdziawionymi ustami, nie wierząc własnym uszom. Co jeszcze bardziej go zszokowało, to fakt, że ludzie ją posłuchali. W mgnieniu oka zaczęli rzucać się na siebie, obejmować i dławić nawzajem językami. Tylko dlatego, że już wcześniej się wycofywał uniknął złapania przez trzy kobiety i przynajmniej jednego mężczyznę. Jak w transie oszołomiony, robił coraz to kolejne kroki wstecz.
Przecież to niedorzeczne… nie mógłby tak zwyczajnie…
Szybkim krokiem w bok uniknął kolejnych drapieżnych rąk wyciągniętych po niego. Jego żołądek praktycznie podjechał mu do gardła, chlupiąc nieprzyjemnie wypitymi drinkami.
Pora na niego! Z sercem w gardle obrócił się i z impetem wpadł na jakąś długowłosą osobę, prawie ją przewracając, pod wpływem impetu. Odruchem bezwarunkowym złapał chwiejącą się postać za łokieć i przyciągnął do siebie z całych sił. Zderzenie zachwiało nimi przez chwilę, ale Jacob nie miał czasu na zastanawianie się.
Jeśli miał polec, chciał paść na swoich warunkach. Nie miał zamiaru być zdobyczą, był zdobywcą.
Zanim jakakolwiek racjonalna myśl zdołała spenetrować jego otępiały mózg, jego usta przypiły się do aksamitnej miękkości ust jego zdobyczy, tłumiąc wszelki protest wydobywający się z nich. Z zaciśniętymi do bólu powiekami, włożył w pocałunek wszystko czym był. Krew dudniła w jego uszach tak, że nie było już słychać muzyki. Jego dłonie same trafiły w gęstwinę włosów i już tam zostały. Przytrzymując wijącą się w jego ramionach osobę skutecznie i bezkompromisowo. Wodząc językiem po zaciśniętych wargach, kusił i uwodził, aby wpuściły go do środka. Chciał poznać smak i kształt ukryty za tymi kuszącymi wargami. Cała reszta ciała pasowała bowiem do niego idealnie, wzrostem i budową. Chciał wierzyć przez jakąś niepoczytalną chwilę, że może trafił jednak cudem na tę jedną jedyną idealną połowę. Kiedy z zdławionym jękiem gorące usta rozchyliły się, Jacob niemal upadł, kiedy z szoku ugięły mu się kolana. Miał wrażenie, że podniecenie uderza do jego głowy w tempie pozbawiającym go tchu. Każdy jeden kiczowaty, przesłodzony film o miłości zmaterializował się w jego głowie. Drżał, płonął i chciał więcej…
Decyzja jednak nie należała tylko do niego samego, bo uświadomiły mu to ramiona kurczowo zaciśnięte na jego szyi, które już go nie odpychały, tylko przyciągały stanowczo i mocno. Sam smak zmiękczał mu kolana, sprawiając, że oboje się chwiali. Musiał się trochę opanować, jeśli nie chciał się zbłaźnić. Język, który jednak znalazł drogę do jego ust, odbierał mu resztki rozsądku i świadomości. Jeszcze nigdy nie przeżył takiego pocałunku. Niespodziewanego i narwanego. Niemal siniaczącego mu usta. Właściwie to jeszcze nigdy nie był tak całowany. Trudno było bowiem powiedzieć, w którym momencie stracił panowanie nad całą tą wyjątkową, szaloną sytuacją, ale uświadomił sobie, że jedyne co może, to odpowiadać na pocałunek burzący krew w jego żyłach. Był badany, lizany i ssany na tak wiele prowokujących sposobów, że jego członek z łkaniem wbijał się w zamek jego jeansów. Jak desperat gonił za sprytnym małym języczkiem, to prowokującym go, to uciekającym. Żaden alkohol świata nie uderzyłby mu do głowy równie mocno. Miał ochotę znaleźć pierwszą płaską, dostępną powierzchnię i przekonać się co jeszcze te zdrożne, namiętne usta potrafiły. Tym bardziej, że dłonie zaciskające się niemal z desperacją na jego ciele, zaczęły błądzić po jego plecach, zalewając jego ciało falą dreszczy.
– „Odpadasz, odpadacie, jeszcze, jeszcze, odpadacie, widziałem, odpadacie, jeszcze, super….”
Jak przez mgłę grzmiący głos Mika, dotarł do Jacoba.
Tak, konkurs. Całkowicie o nim zapomniał. Ale co się dziwić kiedy właśnie się nauczył tylu niesamowitych rzeczy, które można zrobić językiem? Przyssał się wiec jeszcze mocniej. Niemiał zamiaru sobie przerywać i ciche pomrukiwanie, i jęki które wydobywał z uwodzonych przez niego ust, tylko go utrwalały w postanowieniu. Chciał więcej i chciał mocniej. Ale jak i gdzie? Nawet nie wiedział kto właśnie przygryzł jego wargę, ssąc ją lekko w nagrodę za cichy jęk, który wydarł się z jego gardła. Każde ugryzienie, każde liźnięcie niczym bezpośrednio połączone z jego jądrami, rezonowało przez całe jego ciało. Drżał. A jeszcze nigdy wcześniej nie drżał z powodu pocałunku. Każdy dotyk i muśnięcie go oszałamiało. Smak uzależniał, a zapach…
Och, zapach…
Jacob z niedowierzaniem uświadomił sobie, że nie czuje delikatnych kobiecych perfum tak jak się podświadomie spodziewał, tylko coś znacznie intensywniejszego. Drażniącego i lekko cierpkiego, ale totalnie kuszącego go i podniecającego. Z trudem umiał przełknąć, pod wpływem zakradających się do jego głowy podejrzeń. Stanowczo wplótł dłoń w włosy na karku całowanej przez siebie osoby, a drugą ręką, obejmując w pasie przyciągnął ją z całej siły do siebie. Tylko nagłe napięcie mięśni pod jego palcami i sztywność była jedyną reakcją. Pocałunek jeśli już, to tylko się pogłębił i stał agresywniejszy. Miażdżyli swoje usta, oddychając z trudem przez nos.
Musiał otworzyć oczy, musiał…
…ale jak? Kiedy pływasz w ekstazie i podnieceniu? Kiedy masz ochotę oddychać drugą osobą? Wchłonąć ją?
– „…brawo, zbliżamy się do końca, jeszcze tylko kilka par… wy odpadacie… odpadacie…”
Odebrałoby mu oddech gdyby mógł oddychać, pod wpływem czarnych wpijających się w niego oczu. Zaledwie uchylił powieki, ale nie był już wstanie ich zamknąć pod sugestią zamglonego, ale intensywnego spojrzenia młodego mężczyzny, którego całował…. A może przez którego nadal był całowany?
Czy był zdziwiony, zszokowany, oburzony? Powinien odskoczyć i powiedzieć, że to była pomyłka?
…przecież by kłamał. Jedyne co był – to nieprzytomnie napalony i pazerny.
Chciał zamknąć oczy i udawać, że nie wie, ale nie mógł się zmusić. Przez kilka sekund trwających wieczność, obaj stali sztywno dysząc sobie wzajemnie w usta, nie odrywając ich jednak od siebie, jakby nie mogli znieść myśli o rozłące.
Jacob stał nieruchomo, obawiając się drgnąć choćby jednym mięśniem, starając się zmusić choć odrobinę krwi rezydującej w jego kroczu, aby wróciła do mózgu, a nieznajomy z wyzywającym spojrzeniem, prowokując go aby uciekł.
On nigdy nie uciekał, a już z całą pewnością, nie przed pocałunkiem jego życia. Chciał więcej, a nie przerywać. Wszystko zawsze miało swój pierwszy raz. Jego niezaspokojona ciekawość pchała go już wcześniej w różnego rodzaju tarapaty, nie powstrzymywało go to jednak przed zaspakajaniem jej. Teraz też sprawiła tylko to, że rozchylił swoje chętne usta jeszcze bardziej, chłonąc gorący, śliski język swojego partnera głębiej. Pieszcząc całą jego długość, delektując się bliskością i giętkością. Czarne oczy przymknęły się z rozkoszy, tracą momentalnie całą ostrość spojrzenia. Długie gęste rzęsy tylko jeszcze podkreślały ich piękno. Jacob nigdy wcześniej nie odczuwał tej chorobliwej potrzeby, aby kogoś poznać tak dogłębnie i kompletnie. Wpatrywać się tak długo, aż zapamiętałby każdy szczegół.
Te cudowne ruchliwe usta… prosiły się o atak. O wielbienie i cześć. Polizał wolno dolną pełną wargę z premedytacją, zmuszając nieznajomego do drżenia w jego ramionach. Pochylił się jeszcze bardziej ciągnąc delikatnie za jedwabną kurtynę gęstych włosów, aby jego głowa się odchyliła. Teraz te kuszące usta były na jego pastwie i miał zamiar to wykorzystać, pogłębiając jeszcze bardziej pocałunek.
Rozpalone ciało do tej pory lgnące do niego, zesztywniało przez moment z wahaniem i niepewnością. Kiedy jednak Jacob potarł językiem jego podniebienie, musiał ulec z ufnością poddając się większemu mężczyźnie. Wierząc, że jest bezpieczny w jego ramionach. Pożądanie jak elektryczny prąd przepłynął przez ich ciała, wprawiając ich w wibracje. Budząc głód, którego nie dało się tak zwyczajnie zaspokoić.
Uległość i ufność połączona z namiętnością jego partnera, najwyraźniej wyrabiała cuda z jego libido i ego. Czuł się panem świata.
– I mamy zwycięzców! – głos Mike’a huknął tuż przy uchu Jacoba, podrywając ich obu na miejscu. Zdezorientowani mężczyźni nieprzytomnie rozejrzeli się wokół. Kiedy pochmurna twarz Mike’a z błyskawicami w oczach zbliżyła się do nich, nieznajomy chciał odskoczyć jak oparzony. Jego przystojna twarz zalana czerwienią, praktycznie mieniła się pomimo ciemnej karnacji. Jacob jednak nie miał zamiaru tak łatwo wypuścić swojej zdobyczy z rąk. Niemal do bólu zacisnął palce na szczupłych biodrach, zanim nieznajomy dał radę się wymknąć. Potrzebował czasu, aby ogarnąć sytuację.
Ogłuszający dźwięk oklasków nie zamaskował groźnego pomruku wkurzonego wielkoluda, a nadal zasnuty mgiełką pożądania mózg Jacoba, nie pomagał mu w odnalezieniu się w całej sytuacji. Jego priorytetem jednak był człowiek, który przewrócił jego świat do góry nogami, a teraz próbował się mu wyślizgnąć z rąk.
Mężczyzna zażenowany skrył w końcu twarz w koszuli na szerokiej piersi Jacoba, kiedy stało się jasne, że nie ma najmniejszych szans na ucieczkę. To było idealne miejsce dla niego i Jacob był bardzo zadowolony z obrotu sytuacji. Szybko objął szczupłą postać i zabezpieczył, kryjąc w ramionach. Niestety świat chciał się koniecznie wedrzeć między nich. Z wkurzonym Mike’m włącznie.
– Widzę, że miałeś okazję poznać mojego małego braciszka Fernando. – Mike zauważył z przekąsem, chwytając ich obu za przedramiona i rozdzielając lekko. Uzyskał może pięć centymetrów i musiał się z tym pogodzić, jeśli nie chciał robić sceny. A Jacob nie był jeszcze gotów wypuścić Fernando z ramion. Byłaby więc scena.
Jacob jęknął mentalnie, wtórując jękowi Fernanda. Ludzie jak sępy przyglądali im się z uśmieszkami na ustach i konspiracyjnymi szeptami. Większość jednak wiwatowała na ich cześć i klaskała.
No tak, wygrali.
– Moi państwo, mamy zwycięzców! – Lucy podbiegła do nich, wymachując entuzjastycznie dwoma kopertami z przewrotnym uśmiechem. Tylko niebezpieczny błysk w jej oku, ostrzegał jej brata przed długim i skrupulatnym przesłuchaniem, kiedy tylko całe to szaleństwo się skończy i będzie mogła zdzierać skórę z jego pleców, bez świadków.
Mmm…nieeeee… jeśli tylko coś na to może poradzić.
– Proszę, panowie – zawołała, z impetem jednocześnie wciskając koperty w tylne kieszenie ich spodni. Obaj aż podskoczyli, wpadając na siebie, a ich nadal boleśnie obrzmiałe erekcje otarły się o siebie, odbierając im oddech. Jacob przelotnie zastanowił się czy to oznacza, że mogą z Fernando kontynuować, ale chichot zadowolonej z siebie Lucy sprawił, że na jego twarz wypłynął upokarzający rumieniec. Mike jednak najwyraźniej nie podzielał jej radości. Gdyby mógł uszkodzić Jacoba wzrokiem i upiekłoby mu się to, to ten pewnie leżałby teraz pozbawiony jąder, zwijając się na parkiecie.
Brawa i gratulacje, przeplatane złośliwymi uwagami zelżały i wydawało się, iż każdy powoli wraca do swojej wersji zabawy. Czyli kobiety zebrały się na środku Sali, bez żenady plotkując i wytykając palcami, a mężczyźni szturmem wzięli barek w posiadanie, kryjąc własne plotki za szklaneczkami. Tylko podekscytowanie i niezdrowy blask w oku, mówiły, że ich nonszalancja jest tylko pozorna.
Jacob z niechęcią i wbrew jakiemuś wewnętrznemu imperatywowi, zwolnił lekko uścisk na Fernando, kiedy nacisk dłoni Mike’a stał się bolesny na jego przedramieniu. Instynkt mu podpowiadał że jego zdobycz pryśnie jak tylko on mrugnie oczyma, a tego nie chciał. Mike jednak już wskoczył w rolę zabieraj– łapy– od– mojego–młodszego–braciszka, jakkolwiek śmiesznie by to nie brzmiało.
– Gratuluję wygranej. Szkoda tylko, że w twoim małym rewanżu za zmuszenie cię przez Lucy do udziału w imprezie, ofiarą padł mój brat! – Mike syknął, ledwie cedząc słowa przez zęby. Jego mina nie wróżyła nic dobrego. Z kimś jego postury i wzrostu lepiej było nie zadzierać. Problem jednak był w tym, że Jacob nie miał zamiaru dać się zdeprymować. Jego w tej chwili interesowało oskarżycielskie spojrzenie i ciche sapnięcie przystojnego mężczyzny w jego ramionach. Mike musiał poczekać.
– Nie padłeś żadną ofiarą… chyba, że jedynie mojej namiętności – zapewnił z całego serca, nie potrafiąc jednak zetrzeć z ust aroganckiego uśmieszku samozadowolenia. Fernando choć niższy, wyglądał jednak jakby bez trudu mógł go zetrzeć z jego ust, za niego. Prawdą było jednak, że wcale się nie opierał, więc nawet jeśli nie był gejem… cóż…
– Jak to się stało? – Takt nigdy nie był najmocniejszą cechą Lucy, więc praktycznie wepchnęła się między nich.
– Cóż…– Gorący rumienieć wypłynął na gładkie policzki Fernando, z nieśmiałym uśmieszkiem błądzącym po jego ustach, przeczesał długie włosy starając się zyskać na czasie. Jego ciało śpiewało i to co cisnęło mu się na jego usta, raczej nie nadawało się do publicznej wiadomości. Szczególnie z jego wielkim bratem dyszącym z wściekłości nad jego głową. – Tak naprawdę to sam chciałbym wiedzieć… – przyznał wzruszając nieporadnie ramionami. Jego spojrzenie krążyło po całej Sali, omijając jednak Jacoba z daleka. Dzięki Lucy udało mu się wymknąć z objęć mężczyzny. Nawet jeśli to była ostatnia rzecz której chciał.
– Mam rozumieć, że Jacob potknął się i wylądował z językiem w twoim gardle? – Mike nie widział komizmu całej tej sytuacji. Szeroki uśmiech Lucy i zadowolona mina Jacoba, wkurzała go niepomiernie.
– Coś w tym stylu – mruknął wspomniany mężczyzna, uśmiechając się jeszcze szerzej.
On na misji samobójczej jest, czy co? Fernando zastanowił się złośliwie, ostrożnie obserwując czerwieniejącą w zastraszającym tempie twarz brata.
– Przynajmniej się poznali i z zakleszczenia ich ust wnosząc, polubili. – Lucy zauważyła radośnie. Jednakże jej poczucie humoru umknęło jej narzeczonemu. Wyglądał jakby chciał chwycić Fernando i schować za plecami. Jacob przewrócił oczyma mentalnie.
Przecież go nie rzuci na podłogę, zerwie ubranie i zacznie molestować… przynajmniej nie na Sali pełnej ludzi…
– Ja wiem, że ciebie to bawi, ale Jacob nie powinien zabawiać się uczuciami Nando. To skończy się źle! – Mike parsknął. Twarz Lucy nagle pokryła się lodem.
Ups… niedobrze. Musiała być naprawdę wkurzona… to wróżyło bardzo źle.
– Czy sugerujesz to, co wydaje mi się, że sugerujesz? – zapytała wspierając dłonie na biodrach i spoglądając na narzeczonego podejrzanie spokojnie. Nawet Fernando zadrżał. Nie chciał jednak być przyczyną kłótni między nimi. Nie było to warte tego. Zwłaszcza, że miał zamiar tak szybko wynieść się stąd jak to tylko było fizycznie możliwe.
– Spokojnie. Wygrałem konkurs, miałem ubaw. Poznałem twojego brata – …blisko i personalnie… – Nie ma o co robić problemu – stwierdził z udaną radością i swobodą której nie czuł.
– Jak to nie ma?! – Mike wydawał się gotowy pomścić jego honor. A to była ostatnia rzecz jakiej pragnął Nando. Jego honor miał się świetnie i wyglądało na to, że niestety nic mu nie groziło.
– To była zwyczajny przypadek, pomyłka…
– Dokładnie – wtrącił ucieszony Jacob, nadal jeszcze oscylując między palącym pożądaniem, a lekkim rauszem. Był bardzo szczęśliwy i bardzo wyluzowany. – Myślałem, że jest laską… – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Ciche sapnięcie trójki stojącej wokół niego świadczyło o tym, że to nie było najmądrzejsze co mógł powiedzieć, ale czuł się usprawiedliwiony. Wszystko o czym był zdolny myśleć, to jak dopaść słodkiego Nando, sam na sam. Mina mężczyzny jednak świadczyła o tym, że lepiej go nie dopuszczać do żadnej delikatnej części ciała w tym momencie.
– Nie znaczy to, że się nie cieszę, iż nie jest kobietą! – Zapewnił szybko starając się prześlizgnąć pod bokiem Mike’a, aby złapać wkurzonego Fernando. Jeśli tylko uda mu się go rozproszyć, z pewnością mu wybaczy…
– Daruj sobie – Fernando odrzucił włosy przez ramie i odwrócił się na pięcie. – Mike na serio nie masz się czym przejmować. Nie byłbym zainteresowany tym nadętym bufonem, nawet gdyby był ostatnim facetem na ziemi. To jest idealny przykład na to, że jak już seksowny to pusty…
– Hej…! – Jacob poczuł się w obowiązku oburzyć, zwłaszcza że jego siostra i Mike wybuchli śmiechem. Śliczny Nando jednak olał go i ruszył do wyjścia nie oglądając się za siebie.
– Zostaw go. Po co masz mu mieszać w głowie? Ciekawość możesz zaspokoić z kimkolwiek, bez budzenia płonnych nadziei… – Mike złapał Jacoba za przedramię, kiedy ten chciał ruszyć za swoją zdobyczą. Praktycznie został przykuty w miejscu, żelaznym uściskiem. Starając się zapanować nad nagłą falą wściekłości, Jacob zwrócił się bez mrugnięcia okiem do swojego przyszłego szwagra, z zimnym spojrzeniem.
– Nie wyobrażam sobie jakim to cudem doszedłeś do wniosku, że możesz mi mówić co mam, a czego nie mam robić, ale wiedz, że nie mam zamiaru pytać o pozwolenie – warknął ostrzegawczo na zaskoczonego mężczyznę, nawet jego siostra spojrzała się na niego zszokowana. Nie zamierzał jednak dawać sobą pomiatać. Ulegać im z własnej woli to było jedno, dawać sobą manipulować to było całkiem coś innego. Był mężczyzną, nie małym chłopcem. – Tak długo jak twój brat jest pełnoletni, jest w stanie podejmować decyzje sam za siebie. – Bez czekania na odpowiedź wyszarpnął rękę i pognał za mężczyzną, który już zniknął mu z pola widzenia.
Wołanie Lucy i przekleństwa Mike’a padło tym razem na głuche uszy. Miał coś do załatwienia i niech go licho jeśli podda się bez walki.

Fernando z wściekłością odebrał swoją skurzaną kurtkę i włożył na ramiona odrzucając długie włosy na plecy. To właśnie mu przyszło z zapuszczania ich. Został pomylony z kobietą! Niektórzy faceci powinni zacząć nosić okulary!
Czemu to zawsze jemu się przytrafia? Ci najseksowniejsi zawsze są takimi totalnymi palantami. Sam nie był brzydalem, ale starał się nie wykorzystywać swojego wyglądu. A już z całą pewnością nie zwalniał go z kulturalnego zachowania…
Nie to, co ten neandertalczyk! Jaka szkoda, że to właśnie on całował tak dewastująco dobrze. Chryste, a nawet nie jest gejem. Jego siostra to istny transparent reklamowy. To po prostu trzeba mieć jego pecha! Żeby oczywiście było jeszcze gorzej, musiało się okazać, że to był święty–idealny–wspaniały brat jego przyszłej bratowej. Taak, jasne Los uwielbiał kopać leżącego. Nasłuchał się o tym bóstwie na dwóch nogach tyle, że nie wiedział czy się kłaniać mu w pas, czy zwyczajnie czcić ziemię po której stąpał. Na dokładkę wszystkiego jego własny brat musiał go upokorzyć. Na rany boskie, miał dwadzieścia cztery lata, nie czternaście. Jeśli miał ochotę obśliniać się z jakimś facetem, nie musiał się usprawiedliwiać! Zwłaszcza, że nie było żadną tajemnicą, iż jest gejem i sam osobiście postarał się, aby cała rodzina o tym wiedziała. Za każdym jednak razem, kiedy tylko umawiał się z jakimś większym od siebie mężczyzną, jego brat dostawał apopleksji.
Miał pecha… małe, słodkie pieszczoszki nie były w jego typie. Choć nie bolało zawiesić na nich oka.
Za to totalnie w jego typie był Jacob. Mógłby go z całą pewnością zaprosić na kolację ze śniadaniem.
Sama myśl o tym, że napalił się po raz kolejny na niewłaściwego faceta burzyła mu krew w żyłach. Nie zrobi sobie tego po raz kolejny, o nie. Nauczył się na własnych błędach, zbyt skutecznie…
– Czekaj! – Serce Nando niemal wyskoczyło mu z piersi, kiedy Jacob pojawił się nagle znikąd i złapał go za rękę. Bliskość ich ciał posyłała wyładowania elektrostatyczne po jego skórze. Miał ochotę rzucić się na faceta i trzeć o niego własnym ciałem.
Jesteś łatwym, słabym człowieczkiem….pokręcił mentalnie głową ze smutkiem, sam nad sobą.
Zbierając całą swoją silną wolę, Nando stanowczo zabrał rękę i zmierzył zaczepiającego go mężczyznę zimnym spojrzeniem, choć wszystko czego pragnął to potrzeć policzkiem o jego zarost.
– Wybacz, ale śpieszę się.
– Daj mi pięć minut – Jacob znów złapał go i zaczął ciągnąć w zaciszny korytarz.
– Nie.
Jedno słowo starczyło, aby wbić większego mężczyznę w podłogę. Fernando sam był zszokowany, że podziałało. Zazwyczaj tacy macho robili tylko to czego sami chcieli. Pragnienia i uczucia innych były raczej mało istotne. Ostatnia rzecz jakiej jednak Nando pragnął, było rewidowanie swojej opinii o Jacobie.
– Wiem, że początek naszej znajomości był… – Twarz Jacoba pokryła się lekkim rumieńcem na samo wspomnienie, ale jasne oczy wyrażały zdeterminowanie i stanowczość. – Nie znaczy to, że nie możemy spróbować jeszcze raz…– Nando czuł każdą komórką swego ciała, że nie będzie łatwo się go pozbyć. – Mam nadzieję jednak, że dasz mi szansę…
– Nie rozumiem o co ci chodzi. Spotkaliśmy się, pocałowaliśmy przypadkiem… – ok, to nie zabrzmiało najlepiej. Teraz jego własna twarz pałała, a uporczywy wzwód na samo wspomnienie, nie pomagał. – Z całą pewnością będzie całe mnóstwo rodzinnych spotkań, na których się będziemy widywać.
– To nie był taki sobie zwyczajny pocałunek! – Jacob nie miał zamiaru owijać w bawełnę, a już z całą pewnością ryzykować nieporozumienia. Jeśli czegoś chciał, walczył o to, bo było naprawdę niewiele rzeczy w życiu, których pragnął na tym świecie.
– To była pomyłka i to na znacznie więcej sposobów niż przypuszczasz – parsknął Nando w odpowiedzi, wściekły na siebie, że tak bardzo go to bolało.
– Pomyłka – przyznał Jacob spokojnie. – Ale na moją korzyść.
– Przestań! – Ta rozmowa była po prostu bezcelowa. Kiedy jednak chciał zrobić krok aby odejść, odbił się o szeroką pierś, która nie wiadomo jak znalazła się nagle tuż przed jego twarzą. – Owwwww!
– Przepraszam. – Jacob cwany skurczybyk którym był do ostatniej kostki w ciele, wykorzystał okazję i przytulił Nando do siebie z całych sił. Znajome mu już uczucie podniecenia i radości przepłynęło przez jego ciało. Jeśli miał jakieś wątpliwości, całkowicie się rozwiały. Nigdy jeszcze nie czuł czegoś takiego. Nie mógł zwyczajnie o tym zapomnieć. – Pozwól, że pocałuję i zaraz będzie lepiej. – Spróbował urzeczywistnić obietnicę, ale mężczyzna odwrócił szybko twarz.
Z niezadowoleniem spojrzał na Jacoba i pchnął z całych sił w jego pierś.
– Proszę cię, panienki na serio na to lecą? – zapytał z kpiąco uniesioną czarną brwią. Jacob wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, wzruszając lekko ramionami.
– To nie istotne na co lecą panienki. Istotne jest to na co ty lecisz…
Fernando nie mógł uwierzyć, że Jacob na serio stara się go poderwać na takie żałosne teksty. Sam nie wiedział czy bardziej go wkurzały, czy rozczulały. Wielkie niebieskie oczyska spoglądały na niego błagalnie. Jezu, w co on się pakuje?
– Nawet nie wiesz czy lecę na facetów – stwierdził tak poważnie jak tylko mu się udało. Praktycznie musiał przygryźć wnętrze policzka, aby się nie roześmiać na widok zaskoczonej miny jego dręczyciela. Cholernik był przystojny to bez dwóch zdań i normalnie Fernando już lizałby go od stóp do głów w jakimś miłym pokoju. Niestety jednorazowe przygody, nijak nie wchodziły w rachubę, zwłaszcza z kimś kogo miał w perspektywie spotykać w najbliższej przyszłości i to pewnie częściej niż by chciał. A po za tym, jego brat pewnie by bluzgał cegłami.
Jacob nie miał zamiaru się zniechęcić. Jeśli gejdar istnieje, to jego nigdy wcześniej nieużywany, właśnie robił nadgodziny. Miał pewność, że Nando chciał tego pocałunku tak samo jak on.
– W tym momencie jestem bardziej niż przekonany, że nie zależy mi abyś leciał na facetów. – Z buńczucznym uśmiechem objął go w pasie i przycisnął do siebie z impetem. Powietrze utknęło im w piersiach. Czy to jednak był rozmach, czy uczucie ich ściśle przylegających do siebie szczupłych ciał, żaden nie śmiał zgadywać. Jacob z trudem nawet mógł sobie przypomnieć o czym mówił. – Jest tylko jeden mężczyzna na którego powinieneś lecieć. Ja!
Ok, może wybuch śmiechu nie był na miejscu, ale Fernando nie zdołał się powstrzymać. Jacob był szurnięty. Słodki, ale walnięty. Na dodatek wydawało się, że w tym momencie urażony. W jego oczach widać było przebłysk bólu, który zniknął szybciej niż się pojawił i Nando w końcu sam nie był pewien czy cokolwiek widział, czy to tylko była zwodnicza gra świateł.
– Sorry, naprawdę sorry… to było… urocze – zawołał, starając się opanować. Złapał też Jacoba za nadgarstek, kiedy ten chciał odejść. Bez zastanowienia zarzucił wyższemu mężczyźnie ramię na szyję, trzymając mocno, nie gotów go puścić, dopóki sam nie był pewien co chciał zrobić.
– Jasne, to faktycznie polepsza sytuacje. – Jacob wymamrotał, krzywiąc się na myśl, że ktoś choćby w jednym zdaniu z nim, użył słowa „uroczy”.
– Kapuję, twardziel taki jak ty…
– Nie o to chodzi!
– Proszę cię, cała ta rozmowa zaczyna być śmieszna. Powinniśmy… – Fernando zdecydował, że niepotrzebnie pozwolił się zatrzymać. Całą siłą, swojej słabej–silnej woli zrobił krok w tył. Stojąc w ramionach Jacoba, nie był w stanie logicznie myśleć. Tylko niepotrzebnie pozwalał rozgorzeć iskierce, tej niedorzecznej nadziei, która nawet po latach rozczarowań, nadal gdzieś przetrwała na dnie jego serca.
Jedyne co powinien – to wiać.
– Masz rację, gadanie nie ma sensu… – Jacob stwierdził poważnie, z niebezpieczną iskrą w oku. – Zdaje się, iż z każdym słowem tylko mieszamy bardziej… – Zdecydowanie ujął Nando za biodra i przyciągnął do siebie. Uwielbiał jak idealnie pasowały do jego wielkich dłoni. Jednym płynnym ruchem wplótł jedną z dłoni w długie, jedwabiste włosy zaskoczonego Fernando i odchylił jego głowę do tyłu, delikatnie trzymając go za kark. – Koniec zbędnej gadaniny!
Scałował zaskoczenie i protest z ust Fernando, o ile to był w ogóle protest. Nie dane mu było się zastanowić. Znane mu bowiem uczucie ciepła i zawrotu głowy, pochłonęło każdy z jego zmysłów. Opanowało go uczucie spokoju. Nie musiał już się obawiać. Choć wcześniej nawet nie wiedział, że się obawiał… całym sobą wiedział, że nie mógł zgnieść go w ramionach, bo Nando obejmował go równie mocno. Całował równie głęboko i brał z jego ust tyle ile pragnął. A Jacob po raz pierwszy w życiu, był gotów dawać…
Nawet nie wiedział, że pragnie tego wszystkiego co Nando oferował, dopóki Nando mu tego nie dał. Chciał więcej tego ciepła, które promieniowało z jego opuchniętych, słodkich ust. Poznać sztuczki jego języka, teraz głęboko w jego gardle, zmieniającego mu kolana w wodę. Nie był pewien czy kiedykolwiek będzie w stanie ogarnąć sensacje płynące z ich ocierających się o siebie w gorączce ciał. Miał ochotę przyprzeć mniejszego mężczyznę do ściany i trzeć swoim przekrwionym do bólu członkiem o jego promieniujący niebezpiecznym gorącem. Rozebrać każdy skrawek materiału, który stał na przeszkodzie do poznania każdego milimetra tego twardego, umięśnionego ciała. Teraz wijącego się i ocierającego o niego we wszystkich właściwych miejscach.
I Boże, jak bardzo by to zrobił!…. Gdyby nie uporczywy szum rozmów na około niego. Dźwięk natarczywej muzyki i cienie mijających ich ludzi. Wdzierali się w jego własny prywatny raj…
Musiał się opanować. Nie chciał wywołać skandalu, składając Nando jakąś nieprzyzwoitą propozycję na środku restauracji. Nie żeby wielki wzwód jego przyszłego chłopaka, wbijający mu się w pachwinę, nie dawał mu nadziei, że byłaby co najmniej entuzjastycznie przyjęta. Obawiał się jednak, że nie posiadał wystarczająco wiele opanowania, aby faktycznie nie przydybać biedaka na środku korytarza.
Walcząc z tym czego domagało się jego ciało, dusza i serce, Jacob oderwał usta od niego, po trzeciej próbie. Naaaa… nie więcej niż sekundę, bo widok wspaniale opuchniętych, wilgotnych warg Nando, niemal powalił go na kolana.
To będzie trudniejsze, niż mu się wydawało – pomyślał, znów wsysając jego dolną wargę do wnętrza swoich ust. Pieścił ją językiem i wargami, zanim nawet wziął oddech. Nando też oddychał płytko i szybko. Wyglądał jakby całkiem odpłynął. Oczy zaciśnięte mocno, zaróżowione policzki i pasma długich włosów okalające jego twarz. Jeśli ten widok nie był kwintesencją seksapilu, to Jacob nie wiedział co było.
– Musimy przestać… – To Fernando w końcu wyszeptał do wnętrza jego ust. Sam najwyraźniej jeszcze nie potrafił zrezygnować z rozkoszy jaką dawał im, ten duszą wstrząsający pocałunek.
– Dlaczego? – Jacob nie sądził aby był choć jeden naprawdę istotny powód, aby znajdować się dalej od tego mężczyzny, niż na odległość gorącego oddechu pieszczącego jego nadwrażliwe, w tym momencie, wargi.
– Mmmm… – cichy pomruk zwierał w sobie tyle sarkazmu, że Jacob się zachłysnął oddechem. Jeśli Nando nadal był w stanie to zrobić, to on najwyraźniej robił coś źle… – Nie wiem od czego zacząć… – mężczyzna dodał chłodno, ale mimo stwarzania pozorów, musiał wesprzeć się czołem na ramieniu Jacoba. Jego ciało całe drżało, jak z ogromnego wysiłku. – Może powinniśmy przestać, bo za chwilę któryś z nas wyląduje na kolanach, a drugi ze spodniami przy kostkach…? – Głęboki, rezonujący jęk podniecenia Jacoba, został pominięty milczeniem. – A chyba nie muszę ci przypominać, iż tu jest ze setka ludzi.
– Cóż…
– A może, powinniśmy przestać… – Nando spojrzał w oczy Jacoba, źrenicami rozszerzonymi z podniecenia. –… bo jesteś heterykiem, którego zwyczajna ciekawość, sprowadzi nas obu na manowce?
– Mylisz się! – Jacob podejrzewał, że to będzie największa przeszkoda jaką przyjdzie mu przeskoczyć, ale nie miał sił i pomysłu na zawiłe tłumaczenia. Niektóre rzeczy, nawet dla niego samego, nie były do końca jasne.
Z całych sił przygarnął Fernando do siebie i prawie siłą przytulił jego głowę do swojego ramienia. To na wszelki wypadek, gdyby nagle przyszło mu na myśl aby uciekać.
– Jestem inżynierem. Jeśli coś nie działa, szukam takiego rozwiązania, aby problem przestał istnieć. – Jacob ujął dłoń Nando, splótł z nim palce i uniósł do ust całując delikatnie długie palce i wyrywając cichy jęk z gardła mężczyzny, stojącego sztywno w jego ramionach. – A w moim życiu do tej chwili, nic nie działało. Nagle wszystko zaczęło mieć sens… Mój ścisły umysł domaga się ode mnie, aby wszystko sprawdzić samemu, przekonać się na własnej skórze, brać pod uwagę wszelkie możliwości. Nie sugerować się opinią innych. Całe życie umawiałem się z kobietami…
– I skoro nie wychodziło, doszedłeś do wniosku, że czas wypróbować alternatywę? – Nando zapytał cynicznie, zanim zdołał się powstrzymać. Musiał zignorować wszelkie drgnięcia jego serca. To mogło skończyć się tylko źle… dla niego. Jacob znów wplótł dłoń w jego włosy i delikatnie zaczął masować mu skórę głowy, posyłając ciarki wzdłuż jego ciała.
Boże, i myśl tutaj rozsądnie… To było by barbarzyństwem, wymagać tego od jakiegokolwiek normalnego mężczyzny…
– Jeśli powiem, że to chodzi tylko o ciebie, pewnie odgryziesz mi głowę. – To było ostrożne stwierdzenie, ale kącik ust Jacoba uniósł się w usilnie tłumionym uśmiechu. Prychnięcie było jego jedynym ostrzeżeniem przed uszczypnięciem w tyłek. – Prawda jednak jest taka, że naprawdę chodzi o ciebie. Wiem co sobie myślisz. Że zabawie się twoim kosztem. Że zabawię się tobą, zaspakajając moją ciekawość i dzikie żądze, i zostawię nie oglądając się za siebie. – Nando mógł tylko parsknąć. Kolejna wcale nieprzekonywująca próba uwolnienia się, oczywiście spełzła na niczym. Prawdą było, że był ciekaw co Jacob miał do powiedzenia.
– A może to ja zabawię się tobą? – zapytał złośliwie. Co miał do stracenia…? Oprócz szacunku do siebie, swojego serca i nadziei na przyszłość z kimś, kogo z łatwością by mógł obdarzyć uczuciami?
Jacob drgnął lekko, jakby z zaskoczenia. Najprawdopodobniej, nawet mu to nie przyszło do głowy.
Boże, niektórzy faceci są na serio zarozumiali…
– Oczywiście. Tak może się zdarzyć – przyznał w końcu mężczyzna po chwili zastanowienia. Wyglądało na to, że poważnie podchodził do tematu, bo ujął twarz Nando w dłonie i spojrzał głęboko w oczy. – Mogę jedynie zrobić co w mojej mocy, abyś nie chciał tego uczynić…
– Boże, nie wiem czy jesteś słodki, naiwny czy cwańszy niż dłuższy. – Nando pokręciłby głową nad własną głupotą, że dawał się tak tanio kupić, ale Jacob trzymał go mocno. Lekko całując znów, raz po raz. Jego oczy niemal płonęły wewnętrznym światłem. A może to jego naiwność i głęboko ukryty romantyzm, zamieniały przyciemnione lampki na korytarzu w coś wyjątkowego? Czy to było możliwe, że nadawał całej tej sytuacji czaru, który w ogóle nie istniał?
– Za dużo myślisz. – A to wydawało się niebezpieczne. Jeszcze na fakcie dojdzie do jakiś idiotycznych wniosków i mu zwieje… – Jestem skłonny udowodnić ci, że jestem poważny. – Wziął Nando za dłoń i pociągnął delikatnie w stronę drzwi na salę, gdzie nadal trwała impreza na całego. Zakochani, zdawali się być nieświadomi otaczającego ich świata i wydawali się nieporuszeni tym faktem w najmniejszym stopniu. Co tam dla nich emocjonalne turbulencje innych?
Jacob czułby się głupio, że kiedy pierwszy raz przekraczał te drzwi, patrzył na nich z niejaką pogardą, a teraz był zmuszony spojrzeć na nich w innym świetle, gdyby się przejmował…
Amorki, kupidynki, baloniki i serduszka teraz wręcz działały na jego korzyść. Miał zamiar bez skrupułów użyć romantyczną atmosferę, aby dostać to czego chciał… a mianowicie seksownego Fernando. Żaden sposób nie był niewłaściwy.
W miłości i na wojnie wszystkie chwyty były dozwolone i jego słodki Nando właśnie się dowie, że wojna zakończona…
– Nie myśl sobie, że tak łatwo ci pójdzie! – Mężczyzna zastrzegł się szybko, kiedy stało się jasne, że Jacob ciągnie go na środek parkietu. Nie zamierzał poddać się bez walki, choć nie oznaczało to wcale, że miał zamiar opierać się …skutecznie.
– Nawet nie chcę, aby poszło mi łatwo. Wszystko co jest naprawdę coś warte, wymaga walki. – Jacob wziął go w ramiona i nie przejmując się szybką piosenką, która aktualnie leciała, zaczął tańczyć, słaniając się z boku na bok. To było akurat tyle, jeśli chodziło o jego zdolności taneczne. Nie zniechęcał się jednak, nawet jak Nando znów się zaczął śmiać. – Chcę cię skusić. Pokazać jak bardzo poważny jestem. Pocałowałem cię w obecności setki znajomych, bardziej oficjalne to już nie może się stać. Miałem nadzieję, że to był dobry początek…, ale bez mrugnięcia okiem, będę cię uwodził, randkował z tobą, całował i podrywał, aż ulegniesz…
– Och, Boże… – Nando potknął się, uwieszając na jego szyi. Jego głupie serce niemal podeszło mu do gardła. On na serio zamierzał to zrobić! – Zwariowałeś!
Jacob pochylił się lekko i spojrzał mu poważnie w oczy.
– Wierz mi… wiem! Nawet nie masz pojęcia, jaki jestem z tego powodu szczęśliwy. Mogłem przecież wyjść stąd samotny i nieszczęśliwy, nigdy nie mając szansy wygrać Walentynkowego konkursu!
Nando wyglądał jakby miał zamiar go zdzielić, ale Jacob wymiótł wszelkie myśli z jego głowy, jednym mózg lasującym pocałunkiem.
– Wygrałem pocałunek z najprzystojniejszym, najseksowniejszym mężczyzną na tej Sali. – Jacob oświadczył głośno, kiedy już rozdzielili się aby nabrać tchu, wcale nie przejmując się ilością spojrzeń ściąganych na siebie. – Jeśli szczęście mnie nie opuści… w przyszłe Walentynki mam zamiar wygrać serce… tego samego mężczyzny – dodał stanowczo.
Nando przez sekundę patrzył na niego jakby nie pojmował słów, które słyszał. Cała gama uczuć przemknęła po jego przystojnej twarzy, gdzie wesołość i złość dominowały niedowierzanie. W końcu po wieczności, przez którą Jacob nie mógł nawet oddechu wziąć, Nando rzucił się mu na szyję i obcałował po twarzy.
Co miał w końcu do stracenia…? Po za sercem, które już do niego nie należało…
Z najlepszymi pozdrowieniami i goracymi życzeniami z okazji Walentynek
AkFa


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AkFa dnia Śro 18:07, 25 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 21:10, 27 Lip 2012  
An-Nah
Komentator Miesiąca
Komentator Miesiąca



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 107
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ogólnopolska stolica mHroCku
Płeć: Kobieta


Czyta mi się twoje teksty sympatycznie. Mimo, że w tym wypadku w momencie, gdy zasady konkursu zostały wyjaśnione miałam myśl: "No ale rany boskie, to kompletnie nierealne, teraz koleś, który dotąd nie interesował się najwyraźniej mężczyznami, pocałuje jakiegoś faceta i dozna homoolśniania?". Potem się zorientowałam, że powinnam to opowiadanie traktować nieco inaczej: w kategoriach romantyczno-erotycznych fantazji, które przecież często nie mają wiele wspólnego z realizmem. Zazwyczaj preferuję ciekawe historie i bogatą psychikę postaci, od takich fantazji i nawet też nie jestem pewna, czy zapotrzebowanie na takie fantazje mam... Ale czyta się całkiem miło, mimo tych nagminnych anglicyzmów ("blisko i personalnie" nie funkcjonuje w języku polskim). I podziwiam najdłuższy opis pocałunku, jaki czytałam. Romansidłowaty, tak, dla mnie za długi, ale dopracowany i nie wywołujący we mnie odruchu odrzucenia.

Cholera, wiesz, chętnie przeczytałabym coś twojego co nie jest romansem albo fantazją erotyczną. Bo masz potencjał, który, jak dla mnie, mogłabyś rozwinąć też i w inną stronę. Ale znów: kwestia gustu i twojego, i czytelników. Na razie, jeśli coś wrzucisz więcej, pewnie przeczytam, choć twoją stałą czytelniczką nie będę raczej.

A przy okazji, reklama własnych tekstów reklamą własnych tekstów: ale miło by było, gdybyś zainteresowała się tym, co piszą inni... co prawda niewiele mamy tu na razie autorskich opowiadań obyczajowych, ale tych kilka które jest warte jest, myślę, uwagi Smile


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 21:52, 27 Lip 2012  
AkFa
Powiew wiatru



Dołączył: 29 Cze 2012
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: DreamLand England
Płeć: Kobieta


Witaj,
dziękuję za komentarz. Cieszę się, że doceniasz moje prace mimo, że nie do końca trafiają twój gust.

Szara rzeczywistość skopała mi tyłek na tyle skutecznie, że pisząc i czytając wybieram teksty, w których sama mogę decydować co chcę przeżywać.
Miłość to piękne uczucie, prawie całkowicie zdyskredytowane w ludzkim życiu w tym momentcie. Seks, radość, szczęście, marzenia i pragnienia to nieoderwalna część naszego życia i właśnie o tym chcę i lubię pisać Very Happy Może kiedy się już wyżyję, to ruszę na podbój kolejnych tematów i terenów. Wszystko możliwe. Właśnie kilka dni temu zgłosiłam opowiadanie dla dzieci do konkursu.

Nie wszystkie moje opowiadania będą tylko mówiły o prawie nierealnych sytuacjach między hetero i gejami, choć często właśnie ten motyw się przewija, bo własnie takie historie mnie fascynują. Chcę uczynić miłość czymś ważniejszym niż pochodzenie, płeć, kształt, pieniądze, przekonania i obawy. Chcę nauczyć ludzi otwartości, akceptacji, kierowania się pragnieniami i emocjami.
Mam zaczęte, zaplanowane czy właśnie w trakcie bardzo wiele książek. Wszystko biorę pod uwagę włącznie z s-f, fantasy, thrillerem, kryminałem i paranormalnymi historiami.

Najbardziej żałuję, że mam tak mało czasu na czytanie (wychowuję czwórkę dzieci i męża Wink piszę, tłumaczę z ang, uczę ang. studiuję angielski i potem piszę jeszcze więcej.) Na czytanie praktycznie nie starcza mi czasu, a tym bardziej, że tylko fair byłoby napisanie komentarza.
Przyznam, że ja nie bardzo umiem pisać komentarze w takim stylu jak wy. Ja bardziej oceniam cudze prace na zasadzie czy mi osobiście się podobały czy nie. Owszem mogę to uzasadnić. Podobało mi się dlatego, że... itd. Obawiam się jednak, ze to będzie tylko i wyłącznie moja subiektywna opinia całkowicie bazująca na czymś innym, niż komentarze które tutaj czytałam.
Ze względu na to, ze tak niewiele czasu mam czytam, to co sprawia mi przyjemność i takie staram się wybierać teksty. Very Happy

Rozumiem, że mogą czasem razić anglicyzmy, ale ja piszę dla wszystkich nie tylko dla Polaków więc właściwie nigdy nie zastanawiam się, czy coś funkcjonuje w Polsce czy nie - dla mnie nie ma granic. Nie myślę o sobie jak o polskiej autorce, raczej jak i europejce. Mam nadzieję, że moje opowiadania trafią do dużo szerszej grupy odbiorców niż tylko Polacy. Los pokarze co będzie, bo jedno z moich opowiadań jest już po angielsku i jest edytowane przez angielkę. Zobaczymy co będzie dalej...


Wszystkim czytającym bardzo dziękuję za komentarze i opinie, obiecuję, że postaram się zrewanżować, tak szybko jak tylko będę mogła. Każda opinia jest cenna i bardzo pomocna, i z góry dziękuję za słowa porady.

Pozdrawiam bardzo serdecznie Smile


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 22:07, 27 Lip 2012  
An-Nah
Komentator Miesiąca
Komentator Miesiąca



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 107
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ogólnopolska stolica mHroCku
Płeć: Kobieta


Ale subiektywne opinie też są dla autorów cenne. Odbiór opowiadania - moje komentarze tak naprawdę są w większości subiektywnymi opiniami, wbrew pozorom (rozdłubywanie każdej stylistycznej, gramatycznej, interpunkcyjnej nieścisłości przy takiej ilości tekstów, jakie czytam, byłoby dla mnie niemożliwe).

Co do anglicyzmów: jeśli piszesz po polsku, twoimi odbiorcami będą osoby czytające po polsku, najpewniej Polacy. Dwa, to kwestia ładnego języka literackiego - rozumiem, że i z braku czasu, i z powodu ograniczonego kontaktu z językiem możesz mieć problemy z pewnymi idiomami, które w języku polskim nie mają dosłownych odpowiedników - i jasne, masz prawo mieć te problemy. Ale to nie znaczy, że nie powinnaś walczyć z takimi sformułowaniami, jeśli chcesz udoskonalać swój języki literacki Smile

BTW. W języku polskim istnieje słowo "stora". Liczba mnoga"story". "Walentynkowe story" to będą "walentynkowe zasłony". A tytułowanie opowiadania "jakeiśtam story" w znaczeniu "jakieśtam opowiadanie" to paskudna maniera.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 22:29, 27 Lip 2012  
AkFa
Powiew wiatru



Dołączył: 29 Cze 2012
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: DreamLand England
Płeć: Kobieta


Very Happy faktycznie "Walentynkowe zasłony" brzmią koszmarnie Very Happy Nie spojrzałam na to pod tym kątem.

Tłumaczenie z polskiego na angielski i odwrotnie zawsze jest trudne. Czasem zachować spójność tłumaczenia z oryginałem jest niemożliwe, ze względu właśnie na różnice w językach. Chcąc oddać jak najwierniejsze znaczenie tłumaczonego tekstu, często oznacza poszerzanie granic językowych. Wiele wydawnictw tłumaczących z angielskiego robi sobie 'wolną amerykankę' przekłamując oryginał nie raz go wręcz zmieniając.
Ja osobiście nie jestem zwolenniczką przerostu formy nad treścią, bo całość przekazu jest dla mnie ważniejsza niż sztywne ramy, które ktoś określa jako słuszniejsze/lepsze/poprawniejsze.
Oczywiście nie mam na myśli już naprawdę rażących sytuacji i błędów, ale pewne niuanse są w moim przekonaniu atrybutem indywidualności każdego pisarza.

Po prostu lubię czuć wolność w operowaniu słowem, dla uzyskania zamierzonego efektu Very Happy Wiedząc jakie mam opcje i możliwości do wykorzystania znając angielski czasem trudno mi się pogodzić z ograniczeniami tylko jednego języka.

Tak czy inaczej uczę się i staram ewoluować. Zwracanie uwagi przez innych pomaga mi spojrzeć na niektóre rzeczy pod innym kątem.
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AkFa dnia Pią 22:31, 27 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pon 13:28, 08 Paź 2012  
Fantasmagoria.
Administrator
Administrator



Dołączył: 10 Maj 2012
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


Hm. Czytałam to opowiadanie już jakiś czas temu, od razu jak pojawiło się na forum, ale jakoś nie miałam natchnienia do komentarza... Ale niedawno przeczytałam to jeszcze raz, jako że przesyłałam znajomej link do Twego bloga i tych opowiadań, i stwierdziłam, że muszę skomentować.
A teraz konkretniej. Opowiadanie niesamowicie mi się podoba, mimo że uważam za naprawdę bardzo nieprawdopodobne i ciut naiwne twierdzenie o zakochaniu się w kimś przez jeden pocałunek, chęć pokazania, że naprawdę zależy. Pożądanie można odczuwać tak wielkie, owszem, może być w tej osobie coś, czego nie ma ktoś inny, ale miłość... To się wypracowuje miesiącami, latami. Opierając się na początkowej fascynacji i pożądaniu, chce się zrobić wszystko, aby dana osoba z nami została, więc wtedy dopiero zaczyna się ktoś starać, próbować. Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, ale wierzę w pożądanie od pierwszego wejrzenia Very Happy. Taka mała dygresja. Po prostu końcówka mi nie leży, jest tak wyrwana z kontekstu, że mam wrażenie, iż to powinna być końcówka innej opowieści. Mogłaby być taka jeszcze w momencie, w którym obaj bohaterowie znali się wcześniej, przynajmniej jeden się w drugim podkochiwał... no wtedy to jeszcze, jeszcze. Nie wiem, może powinno być coś takiego, że jak nie spróbują być parą, to się nie dowiedzą... zresztą, Twoja wizja autora, ja tylko wyrażam swoje zdanie ^^.
Za to reszta "Nie stój!Całuj!" jest świetna. Może nie czytuję zbyt często tego typu opowiadań, ale nawet ja czasami potrzebuję zmian. Poza tym osoba, która ogranicza się do jednego gatunku książki, filmu, muzyki uważam za ograniczoną. Trzeba wszystkiego w ramach zdrowego rozsądku próbować. No ale znów nie na temat. Kocham, po prostu uwielbiam Twoje opisy pocałunków! (albowiem już zajrzałam na bloga i czytałam wszystko, co tam zamieściłaś, ale mniejsza) Jesteś moim guru pod tym względem. Dla mnie stworzyć coś poza zdanie "pocałował go, a on oddał pieszczotę" to rzecz ciężka xD. Natomiast Ty tworzysz takie niebiańskie opisy do właściwie tak przyziemnej pieszczoty, że ja jestem po prostu urzeczona i mogę czytać to kilka razy, nie tak jak mam z niektórymi - przeczytam, odstawię, fajne, ale nie chce mi się wracać. Głównie to mnie przyciąga.
Odnośnie samej historii... Cóż, ciekawy konkurs, nie powiem, fajny pomysł. Poza tym uwielbiam Lucy. Tu kolejny plus dla Ciebie, bo ja przeważnie nie lubię kobiecych postaci, ani w książkach, ani serialach, ani w filmach, naprawdę rzadko nie mam ochoty ich po prostu zabić, wykreślić ze scenariusza. A Lucy jest genialna xD. Można nawet powiedzieć, że się trochę utożsamiam, zwłaszcza, że ja jak o coś proszę, to nigdy nie używam "proszę", tylko "masz zrobić to i to", mimo że naprawdę nie jestem niemiła i zaprzeczam wszelkim zarzutom moich znajomych i przyjaciół, jakobym była despotyczną osobą, o. Bracia z Włoch też fajni, a główny bohater taki ciut idiotyczny, ale w sumie tak uroczo, więc jest okej.
Cóż więcej mogę napisać... chyba nic, podobało mi się, więcej takich tekstów, a może częściej zacznę zaglądać do opowiadań własnych, niefandomowych.

Pozdrawiam, życzę Wena.

† Trumianny † Strasznik †
~.Grabasz Fantasmagoria.~


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Fantasmagoria. dnia Pon 13:29, 08 Paź 2012, w całości zmieniany 1 raz
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Sob 19:10, 15 Gru 2012  
AkFa
Powiew wiatru



Dołączył: 29 Cze 2012
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: DreamLand England
Płeć: Kobieta


Dziękuję ci bardzo za komentarz. Nie mam pojęcia jak to się stało, ze dopiero go dojrzałam. Bardzo się cieszę, że zajrzałaś na mojego bloga, mam nadzieję, że nadal będziesz. Zapraszam i czekam na dalsze opinie, bo bardzo sobie je cenie.
Pozdrawiam cieplutko Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Nie 12:01, 16 Gru 2012  
Vexy
Powiew wiatru



Dołączył: 06 Gru 2012
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sandomierz
Płeć: Kobieta


Cytat:
Nagrodą pocieszenia jest kolacja dla dwoje w dowolnym terminie.

Dla dwojga
Cytat:
Czarne oczy przymknęły się z rozkoszy, tracą momentalnie całą ostrość spojrzenia.

Tracąc

Tyle zauważyłam.

To jest takie słodkie... Przez ciebie będę miała próchnicę! Ale nie żałuję.
Akcja fajnie poprowadzona, postacie nie są papierowe, a opisy! ach, opisy! Po prostu cudo!
Przy czym jedno mnie irytuje - już przy rozmowie o Fernandzie z Mikiem wiedziałam z kim sparujesz Jacoba. Ale nie jest to coś wielkiego, więc wybaczam Very Happy
Very, very weny!


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Nie 12:34, 16 Gru 2012  
AkFa
Powiew wiatru



Dołączył: 29 Cze 2012
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: DreamLand England
Płeć: Kobieta


@Vexy - dzięki za wyłapanie literówek, musze się za nie zabrać! Dziękuję też za komentarz i cieszę się, że ci się podobało Smile Mam nadzieję, że zajrzysz na mojego bloga i przeczytasz moje najnowsze opowiadanie świąteczne!

Mery Christmas Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Forum Strona Główna -> +18 -> [M] Nie stój! Całuj! +18 Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

   
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin