Forum  Strona Główna  

 


Forum Strona Główna -> Fanfiction / Anime i Manga / +18 -> [M] Grzyby [Naruto] 18+
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
  Post [M] Grzyby [Naruto] 18+ - Wysłany: Pon 0:02, 16 Lip 2012  
Nefariel
Powiew wiatru



Dołączył: 26 Cze 2012
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


Autor: Moi, naturalnie.
Beta: nie zarejestrowano.
Pairing: Madara x Nagato, Itachi x Nagato.
Ostrzeżenia: właściwie wszystkie możliwe. AU, OOC, przemoc psychiczna, fizyczna i seksualna, treści depresyjne, narkotyki, sceny erotyczne...


Nagato z ekstatycznym upodobaniem przypatrywał się, jak rośnie grzyb.
Nagato bardzo lubił grzyby, dlatego pozwalał im rosnąć na ścianach swojego pokoju. Wprawdzie te dawały mu tylko przejściowe, średnio przyjemne jazdy, ale musiał jakoś sobie radzić.
I nagle…
Coś zaczęło dzwonić! O, Boże, coś dzwoniło! Nagato z wrażenia spadł z łóżka, ale podniósł się zaraz, nasłuchując, skąd może dochodzić to dzwonienie. Zastanawiał się nad tym, dopóki nie usłyszał mocnego łomotania.
Ono na pewno dochodziło ze strony drzwi. Dlatego też chłopak wyszedł do przedpokoju, co zajęło mu trochę czasu – musiał najpierw znaleźć wyjście z pokoju, i otworzył drzwi, co także nie poszło mu szybko, bo miał problem z obsłużeniem zasuwy, która okazała się być otwarta.
Na klatce schodowej stał wysoki mężczyzna ubrany w skórzaną kurtkę. Nazywał się Madara Uchiha i w tym momencie wyglądał na zniecierpliwionego.
Nagato najpierw tylko słabo uniósł kąciki ust, ale zaraz na jego wargach wykwitł szeroki, pełen szczęścia uśmiech.
- Przyszedłeś do mnie!
Objął go mocno, spazmatycznie wręcz, wbił mu brodę w ramię.
- Tęskniłem za tobą, wiesz? – wyjęczał cicho, prosto do jego ucha. – Brakowało mi ciebie… Bardzo chciałem być blisko ciebie, ale nie przyszło mi nawet do głowy, że do mnie przyjdziesz…
Madara odepchnął go od siebie, mocno i zupełnie niedelikatnie. Nagato uderzył głową o szafę i osunął się na podłogę, do siadu.
- Błąd, brakowało ci mojego towaru – poprawił go mężczyzna, krzywiąc się z obrzydzenia. – A teraz idź się umyć, bo śmierdzisz.
Nagato, zupełnie niezrażony tak niemiłym powitaniem, zerwał się z podłogi i szybko przeszedł do łazienki, gdzie umył się cały, w ekspresowym wręcz tempie. Kiedy już miał wyjść, uświadomił sobie, że się nie ubrał. Założył bokserki, ale ze spodniami tak łatwo sobie nie poradził, w końcu miały takie długie nogawki. Oparł się o przymknięte drzwi, przez co one otworzyły się na oścież, a on upadł na podłogę. Zawstydzony, sięgnął po spodnie, ale Madara nadepnął na nie.
- Nie ubieraj się – mruknął obojętnie. – W końcu przyszedłem po zapłatę.
Złapał go za ramiona i obrócił na plecy, by widzieć jego twarz.
- Tylko po zapłatę? – jęknął cichutko Nagato, bardzo zawiedziony. – Nie tęskniłeś za mną?
- W ogóle za tobą nie tęskniłem – prychnął Madara.
Szybkim ruchem ściągnął mu majtki. Rozchylił jego nogi i uklęknął między nimi.
- Jaki może być powód, żeby tęsknić za taką żałosną, zaćpaną dziwką, jak ty? – uśmiechnął się podle, rozpinając rozporek.
Gdy skończył, nieznacznie uniósł jego biodra i wszedł w niego szybkim, zdecydowanym pchnięciem. Nagato objął go nogami, dając mu lepszy dostęp do swojego wnętrza. Nie krzyczał, chociaż Madara był wobec niego brutalny. Zdążył się przyzwyczaić.
Złapał go mocno za ramiona, chcąc przyciągnąć go do siebie, co mu się nie udało.
- Eej, no chodź… - jęknął, patrząc mu głęboko w oczy. – Tak dawno się nie widzieliśmy…
- Od tygodnia, suko – wydyszał Madara, odwracając wzrok. – A uwierz mi, patrzenie na ciebie nie jest dla mnie przyjemne.
- To dlaczego do mnie przyszedłeś?
Zatkał mu usta dłonią, odchylając jego głowę do tyłu.
- Zamknij się wreszcie! – warknął.
Wchodził w niego coraz szybciej i mocniej, a Nagato jęczał coraz głośniej i wyżej. Nie z bólu, z rozkoszy. Cały czas próbował przyciągnąć go do siebie, ale mężczyzna nie pozwalał mu na to, odpychając od siebie jego chude ramiona.
Kiedy chłopak w końcu bardzo niechętnie zrezygnował, Madara przywarł do niego, zaczął całować i gryźć jego smukłą szyję, zostawiając na niej czerwone ślady. Nagato objął go spazmatycznie, odwrócił głowę, wyzwalając swoje usta spod jego dłoni.
- Madara… - jęknął, wplatając palce w jego długie, czarne włosy. – Och… Ooch… Jeszcze, proszę, jeszcze!
W odpowiedzi dostał w twarz otwartą dłonią, co na moment go otrzeźwiło.
- Ej! – zrobił smutną minę, jak skrzywdzone dziecko. - Dlaczego tak?
- Kto pozwolił takiej suce jak ty mówić do mnie po imieniu? – warknął Madara, cały czas rżnąc go mocno.
Wbił palce w jego podgardle. Nagato zapiszczał z bólu, próbując odepchnąć jego rękę, co mu się nie udawało.
Zaczęło brakować mu powietrza, widział ciemne plamy przed oczami i był pewien, że zaraz się udusi. Kiedy przestał mieć pewność, że jeszcze żyje, Madara doszedł w jego wnętrze i puścił go.
Wstał, wyprostował wymięte ubranie. Rozpiął kurtkę i nacisnął na klamkę, chcąc wyjść z mieszkania.
- Ej, zaczekaj! – jęknął Nagato, z trudem klękając.
Wciąż bolała go szyja, o tyłku nie wspominając, ale nie chciał zostawać sam. Nie było wielu rzeczy, które mogłyby naruszyć jego szczątkowe pozostałości godności osobistej, ale pojawienie się w jego mieszkaniu tylko i wyłącznie po to, żeby go przelecieć, zdecydowanie się do nich zaliczało.
- Madara, proszę, nie zostawiaj mnie samego! – wymamrotał, wychylając się do przodu i szarpiąc go za nogawkę. – Tęskniłem za tobą, chciałem być przy tobie, a ty nie zostaniesz nawet na chwilę?
Madara odwrócił się, spojrzał na niego z odrazą.
- Nie zostanę – odpowiedział. – Bo ja za tobą nie tęskniłem i nie chciałem być przy tobie. Byłeś mi potrzebny tylko do tego, żebym mógł cię przelecieć. Raz. A poza tym, suko, znowu mówisz do mnie po imieniu!
Kopnął go ciężkim butem w pozbawioną mięśni klatkę piersiową. Coś chrupnęło niebezpiecznie, Nagato zgiął się.
- Nie będę się przed tobą poniżał! – wydyszał, patrząc na niego w sposób, który musiał wydawać mu się bezczelny.
Madara parsknął krótkim śmiechem.
- Oczywiście, że nie – powiedział, uśmiechając się szyderczo. – Bo dawanie mi dupy i błaganie mnie na kolanach, żebym cię nie zostawiał, absolutnie nie jest poniżaniem się. Dobrze, skoro tak ci na tym zależy, mów do mnie po imieniu. Skoro uważasz, że to tak pomoże twojej… - urwał. – No, chyba nie godności, bo ty jej nie masz, Nagato.
Chłopak uśmiechnął się, słysząc swoje imię z jego ust. Podczołgał się do niego, przytulił głowę do jego brzucha.
- Dziękuję, Madara – szepnął, jakby ten zrobił dla niego coś niezwykłego. Zawahał się przez moment. – Ja… Kocham cię, wiesz?
Madara już wyciągał rękę, żeby pogłaskać go po włosach, ale słysząc jego słowa zamarł, wytrzeszczył oczy. A potem wybuchnął śmiechem.
- Nie wierzę, że to powiedziałeś, suko! – wydusił z siebie, ale zaraz się uspokoił. – Nikt ci nie mówił, że kurwom nie wolno kochać? A ty jesteś kurwą, Nagato. I to jedną z najgorszych, jakie widziałem, jeśli mam być szczery. Skąd ci przyszło do głowy, że masz prawo mnie kochać?
Nagato odsunął się od niego, spuścił wzrok.
- Myślałem, że każdy ma prawo kogoś kochać – powiedział cicho.
W gardle rosło mu coś dużego, co uniemożliwiało mu normalne mówienie.
- Pomyliłeś się – odpowiedział sucho Madara. – Ty nie masz prawa, bo jesteś, żeby nie nadużywać kolokwializmów, tym, czym jesteś. A teraz idź zbierać grzyby z sufitu albo zająć się innymi kurewskimi zajęciami, bo mi się spieszy.
Odwrócił się, chcąc odejść.
- Zaczekaj… - szepnął ze zrezygnowaniem Nagato. – Nie masz… Nie masz dla mnie niczego?
Madara zatrzymał się.
- Nie, nie mam – powiedział, zniecierpliwiony. – Dostałeś już ode mnie tyle towaru, że musiałbyś dawać mi dupy codziennie do końca życia, żeby to spłacić. Dlatego już nic ode mnie nie dostaniesz.
Oczy chłopaka rozszerzyły się.
- Nie możesz tego zrobić! – jęknął rozpaczliwie, łapiąc go za kurtkę. – To nie jest tak, jak myślisz! Ja wcale nie jestem uzależniony, ja tego naprawdę potrzebuję! Madara, błagam cię…
Głos mu się załamał. Gdyby Madara nie dał mu grzybów, on już nigdy nie zobaczyłby JEGO. Najpiękniejszego, najcudowniejszego człowieka, który od wielu lat żył w jego wyobraźni, a dzięki grzybom był prawdziwy. Żywy. Namacalny. Na samą myśl, że ON miałby pozostać tylko wyobrażeniem, do oczu Nagato napłynęły łzy.
- Nie jesteś uzależniony, a mimo to płaczesz jak dziecko, kiedy nie chcę dać ci towaru – stwierdził obojętnie Madara. – To takie żałosne. Może niedługo powiesz mi, że wcale nie ćpasz, tylko jesz grzyby?
- Madara… - wybełkotał Nagato, nie mogąc powstrzymać płaczu. – Błagam cię, daj mi je… Odpracuję to jakoś, obiecuję. Będę twoją dziwką, mogę ci się oddawać codziennie…
- I to ma być zapłata? – mężczyzna pogardliwie uniósł wargę. – Coś, co sprawia więcej przyjemności tobie, niż mnie?
- Mogę pracować dla ciebie… Na przykład w twoim burdelu…
Parsknął złośliwym, okrutnym śmiechem.
- W moim burdelu? Myślisz, że przyjąłbym takie zero jak ty? Spójrz na siebie, suko! Jesteś tak chudy, że nie dałbyś rady nawet podciągnąć się na rurce, nie mówiąc już o obsługiwaniu kilkudziesięciu chłopa dziennie! Mógłbyś służyć najwyżej jako zabawka dla nekrofilów!
- Mogę się oddawać trupolubom, tylko daj mi jakąś pracę! I daj mi grzyby! Błagam cię, Madara…
Odetchnął ciężko.
- Dobrze, Nagato – przewrócił oczami. – Dostaniesz ode mnie grzyby. I pracę… Adekwatną do twoich zdolności i talentów. A teraz puść mnie, bo muszę iść.
**
Nagato oparł podbródek o koniec kija od mopa. Był zmęczony, a zawsze, kiedy był zmęczony, robił się smutny. Bolało go, że Madara tak podle go potraktował. Oczywiście to kochane z jego strony, że dał mu pracę, ale mimo wszystko mógłby okazać mu trochę czułości. I nie wyśmiewać go. I nie nazywać go suką. I nie odmawiać mu prawa do miłości…
Zacisnął powieki. Cóż, może Madara naprawdę się wtedy spieszył. Na pewno w głębi duszy wcale tak nie uważał, bo na pewno był dobrym człowiekiem. Skoro dawał mu grzyby… Odwrócił się, chcąc odnieść mop do schowka, i wtedy…
I wtedy zobaczył JEGO.
Wiedział, że to ON, jeszcze zanim zobaczył jego twarz. Na początku widział tylko dwie smukłe, długie nogi, odziane w gęste, czarne kabaretki i obute w parę szpilek, błyszczących w nienaturalnym świetle. Ich posiadacz zwieszał się z rurki głową w dół, wyginając się kusząco. Zaraz podciągnął się, ocierając się o rurę brzuchem i kroczem, wyciągnął rękę do jednego ze stojących wokół napalonych facetów. Ten wsunął w nią pokaźny pęk banknotów, śmiejąc się nietrzeźwo.
Nagato wstrzymał oddech, kiedy chłopak odwrócił się i przez moment na niego spojrzał.
Tak, to bez wątpienia był ON, nie mogło być mowy o pomyłce. Te same zmęczone oczy, te same słodkie, drobne usteczka, te same długie, ciemne rzęsy…
I twarz kogoś, kto w umysłem jest w zupełnie innym miejscu. Bo w żadnym wypadku nie jest dziwką, tańczącą na rurce w podrzędnym burdelu.
**
Jego teza, że Madara nie jest złym człowiekiem, okazała się jak najbardziej słuszna.
Bo tym razem z nim został. Był wobec niego delikatniejszy, niemalże czuły. Pozwolił mu się nawet do siebie przytulić. Mało tego – przeleciał go w łóżku, a nie na podłodze!
- Madara, kochanie ty moje… - wymamrotał Nagato, opierając policzek o jego obojczyk. – Mogę mieć do ciebie pytanie?
- Możesz mieć pytanie – zamruczał mężczyzna, odgarniając mu włosy z oczu. – Ale nie możesz się za bardzo spoufalać.
Chłopak zawahał się przez moment. W końcu właśnie spędził z nim noc, więc nie chciał, żeby on się domyślił, że wypytuje go o miłość swojego życia.
- Kim… - zaczął niepewnie. – Kim był ten chłopak, który tańczył na rurce?
Madara zaśmiał się krótko.
- Wielu chłopców tańczy na rurkach, Nagato – odpowiedział cierpliwie. – O którego dokładnie ci chodzi?
- O tego z długimi włosami – mruknął Nagato. – Ciemnymi. I długimi rzęsami…
Mężczyzna uśmiechnął się ironicznie.
- Na pewno chodzi ci o mojego bratanka, Itachiego – odpowiedział. – Zawsze, kiedy ktoś chce go mieć, prosi o chłopca z długimi rzęsami…
Mówił dalej, ale Nagato go nie słuchał.
Itachi… To byłoby odpowiednie imię dla NIEGO. Tak… Smutny, poważny Itachi, który wcale nie jest dziwką z taniego burdelu.
- Madara… - zaczął niepewnie chłopak. – A czy mógłbym… Mógłbym się z nim zobaczyć?
- Po co? – parsknął Madara. – Jeśli wydaje ci się, że coś was łączy, bo obaj jesteście dziwkami, to się mylisz. On jest luksusową prostytutką, a ty tanią kurwą, która daje dupy, żeby dostać grzyby.
- Madara, proszę…
- Mam tylko nadzieję, że się w nim nie zakochałeś! – uśmiechnął się okrutnie. – Mówiłem ci już, że kurwom nie wolno kochać!
- Madara, błagam! – krzyknął Nagato, łapiąc jego dłonie i przykładając je do ust. – Błagam cię… - mamrotał. – Zrobię wszystko, tylko pozwól mi z nim porozmawiać… Chociaż raz…
Mężczyzna nie przestawał się uśmiechać.
- Wszystko? – powtórzył. – Dobrze. Może być zabawnie.
**
Tego dnia Nagato wstał wcześnie rano. Umył się dokładnie, wygrzebał z dna szafy czyste ubranie i nie jadł grzybów. Pomyślał, że mógłby coś ugotować, ale uznał, że jeśli przypali i narobi smrodu, to będzie wielki wstyd. Zresztą… I tak nie miał w domu niczego do jedzenia. Nawet grzybów. Uznał, że nie potrzebuje ich, skoro teraz będzie miał JEGO na żywo. Będzie mógł nie tylko patrzeć na niego i słuchać jego głosu, ale też dotykać jego ciepłego ciała i miękkich włosów, wdychać zapach jego skóry… Być może nawet pocałować jego słodkie usta…
Usiadł po turecku naprzeciwko drzwi, czekając. Oczywiście, że nie wyrzucił swoich narkotyków. Schował je poza domem. W końcu to wszystko mogło okazać się tylko kolejnym majakiem albo snem…
Kiedy usłyszał dzwonek, natychmiast zerwał się i otworzył. Uśmiechnął się szeroko.
- Itachi… - szepnął.
Wyciągnął dłoń w stronę twarzy młodzieńca stojącego obok Madary, ale on ją odtrącił.
- Czy ja cię znam? – spytał chłodno.
W tym momencie Nagato poczuł się jak nic nieznaczący robak. Nawet Itachi, nawet ON nim pogardzał… Szybko jednak odegnał od siebie te myśli. W końcu ON jeszcze go nie poznał. Nie musiał wiedzieć, jak wiele dla niego znaczy…
- Dziękuję – zwrócił się do Madary. – Zostawisz nas samych, proszę?
Mężczyzna spojrzał na niego z góry.
- Ale obiecałeś, że zrobisz wszystko, żeby móc go zobaczyć – powiedział protekcjonalnym tonem.
- Bo zrobię – szepnął Nagato. – Ale koniecznie teraz?
- Tak – odparł twardo Madara. – To, co powiedziałeś, oznacza, że zrobisz wszystko, czego od ciebie zażądam, a ja żądam, żebyś odwdzięczył mi się teraz.
Chłopak wciągnął powietrze głęboko w płuca.
- Co mam zrobić? – spytał.
Madara uśmiechnął się okrutnie.
- Zrobisz mi lachę. Teraz. Przy nim – dodał szybko, widząc, że spojrzenie Nagato wędruje w stronę Itachiego.
Nagato zacisnął powieki. Uklęknął przed nim i zaczął rozpinać mu rozporek. Po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna poczuł się naprawdę poniżony i upokorzony. Nie otwierając oczu, wydobył jego męskość ze spodni i powoli, z ociąganiem wziął ją do ust. Zaczął ssać, przez cały czas starając się myśleć o czymś innym.
O kimś innym.
O NIM. O Itachim…
- Wydaje ci się, że jeśli będziesz udawał, że nie umiesz zrobić loda, to Itachi pomyśli, że wcale nie jesteś tanią kurwą? – parsknął Madara. – Postaraj się bardziej, szmato!
Wepchnął mu swoje przyrodzenie głęboko do gardła, zaczął pieprzyć go mocno. Nagato zakrztusił się, ślina popłynęła mu po brodzie. Nieznacznie rozchylił powieki, a dokładnie w tym samym momencie mężczyzna wyszedł z jego ust i spuścił mu się na twarz.
- Teraz chyba będę mógł zostawić was samych – stwierdził, uśmiechając się podle. – No, Nagato, porozmawiaj teraz z Itachim. Na pewno będzie pod wrażeniem twojej… Eee… Zdumiewającej osobowości.
Wepchnął Itachiego do środka i zatrzasnął drzwi.
Nagato cały czas klęczał na podłodze, przysłaniając dłonią brudną twarz. Tak bardzo, bardzo nie chciał, żeby ON teraz na niego patrzył, ale mimo to czuł na sobie JEGO spojrzenie.
- Itachi… - wymamrotał. – Wejdź… Wejdź do pokoju, dobrze?
Chłopak spełnił jego polecenie, a on przeczołgał się do łazienki i zwymiotował do sedesu. Podniósł się z trudem, spojrzał w lustro.
O Boże, jakiż był żałosny…
Odkręcił ciepłą wodę i zmył z twarzy nasienie Madary. Potem dokładnie umył zęby. Ze zdenerwowaniem sprawdził, czy na koszulce nie ma śladów spermy. Nie było ich.
Wyszedł z łazienki, spuściwszy uprzednio wodę.
Kiedy wszedł do pokoju, Itachi stał przy parapecie, wpatrując się w szare blokowisko za oknem. Nagato podszedł do niego powoli, objął go w pasie, oparł brodę o jego ramie.
- Itachi… - szepnął.
Chciał powiedzieć mu, jak bardzo się cieszy, że go widzi, ale nie potrafił ubrać tego w słowa.
- Spytam jeszcze raz – usłyszał obojętny głos. – Czy ja cię znam?
Zawahał się.
- Nie, nie znasz mnie – odpowiedział cicho. – Ale ja widziałem cię… Widziałem cię, jeszcze zanim cię poznałem. Wiesz, co mam na myśli?
- Tak, wiem – mruknął Itachi. – Że powinieneś skończyć z prochami, albo z innym syfem, który bierzesz.
- Grzyby – powiedział Nagato, prawie wesoło. – Ale widziałem cię jeszcze zanim zacząłem je jeść. Zawsze chciałem być blisko ciebie…
Przywarł spazmatycznie do jego pleców.
- A teraz tu jesteś… - szepnął. – Ale, prawdę mówiąc, inaczej wyobrażałem sobie spotkanie.
Itachi lekko dotknął jego dłoni.
- To urocze – z jego głosu można było wywnioskować, że się uśmiechnął. – Jestem twoim wymyślonym przyjacielem. Ale musisz mi wybaczyć, że nie będzie tak, jak sobie wyobraziłeś.
Obrócił się do niego przodem.
- Dlatego obiecałeś Madarze, że zrobisz wszystko, byleby mnie zobaczyć?
Nagato zawahał się przez moment.
- Tak – odpowiedział smutnym, wilgotnym głosem.
- On cię zniszczy – usłyszał jego głos.
I śmiech. Pełen rezygnacji i goryczy.
- Zrobi z ciebie szmatę i zabierze ci wszystko, co jest dla ciebie ważne. A ty zgodziłeś się na to tylko dla mnie?
- Skąd wiesz, że to zrobi? – spytał Nagato zduszonym głosem.
- Bo już raz tak zrobił – odpowiedział mu Itachi. – Pewien człowiek obiecał, że zrobi dla niego wszystko, jeśli tylko zabije dziewczynę, która go okaleczyła.
Nagato poczuł, że nogi się pod nim uginają. To brzmiało tak… Znajomo.
- Konan… - wymamrotał, mocniej się do niego przytulając.
- Jakoś tak się nazywała – powiedział obojętnie Itachi. – Wykastrowała, pobiła i opluła gnoja, który próbował ją zgwałcić, i to był błąd. Bo gwałcicieli powinno się zabijać na miejscu.
- Madara ją zabił? – wyszeptał Nagato, czując, jak łzy napływają mu do oczu.
Konan była jedynym człowiekiem, którego kiedykolwiek uważał za przyjaciela, a Madara był jedynym człowiekiem, w którym się kiedykolwiek zakochał. Poza Itachim… Ale to nie umniejszało jego bólu ani szoku.
- Znałeś ją – stwierdził Itachi, obcierając łzy płynące po policzkach chłopaka. – Była dla ciebie kimś ważnym?
Nagato pokiwał głową.
Do tej pory doskonale pamiętał tamto zdarzenie. Ze wszystkimi szczegółami. Zwłaszcza, kiedy był na głodzie. Pamiętał, jak razem szli ulicą… Ona złapała go za rękę, jakby byli rodzeństwem… Słyszał, jak się śmiała, jak opowiadała mu jakąś historyjkę…
To wyglądało tak, jakby jakaś krwawa smuga z dużą prędkością wyleciała spomiędzy jej piersi. Zakrztusiła się, z jej ust trysnął czerwony płyn, zbyt spieniony i przezroczysty na krew. A potem upadła, tak po prostu, jak jakiś pieprzony, przewrócony manekin, w którym nigdy nie było duszy.
- Madara ją zabił – szepnął Itachi. – Ale Madara jest szmatą. Za bardzo bierzesz sobie go do serca.
- Kiedyś go kochałem…- wyznał Nagato. – Ale teraz… Teraz niedobrze mi, jak o nim pomyślę.
- Nie powinieneś go kochać – stwierdził twardo chłopak, wyzwalając się z jego objęć i siadając na łóżku. – Dziwkom nie wolno kochać.
Nagato usiadł przy nim. Bardzo chciał się do niego przytulić, ale nie zrobił tego.
- Też tak uważasz? – spytał, zgaszony.
- Tu nie chodzi o to, co ja uważam – usłyszał. – To prawda… Zawsze tak było. Mi też ciężko było się z tym pogodzić, także rozumiem, jak się czujesz.
Głos Itachiego był smutny i pełen rezygnacji. Nagato objął go ostrożnie.
- A co by się stało, gdyby dziwka jednak się zakochała? – spytał go cicho, nachylając się nad jego uchem. – Przecież nikt by tego nie sprawdzał…
Itachi uśmiechnął się ironicznie.
- Miałeś dziś mały pokaz tego, jak traktuje się zakochane dziwki – odparł, opierając dłoń na jego ramieniu. – To chyba nie było przyjemne dla ciebie, prawda?
- Ale gdyby dziwka zakochała się w kimś… Odpowiednim?
- Nikt odpowiedni nie odwzajemniłby uczucia dziwki.
- Nawet inna dziwka?
Wykrzywił wargi.
- Nie sugeruj niczego. Ja doskonale znam swoje miejsce i nie zamierzam podpadać tej szmacie.
- Itachi…
- Nie. Po prostu nie.
**
Itachi był przy nim przez najbliższe trzy dni.
Czwartego dnia skończyły się grzyby.
Szóstego dnia nie było ich nawet na suficie.
Nagato doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Madara nic więcej mu nie da. W końcu on był mu winien wszystko, więc nie miałby jak zapłacić.
A jego przekonanie utrwaliło się siódmego dnia, kiedy dealer wywlókł go za włosy z mieszkania, delikatnie sugerując, że jeśli jeszcze raz nie pojawi się w pracy, zostanie brutalnie zgwałcony, a następnie zamordowany przez sporą grupkę dobrze zaopatrzonych przez naturę rdzennych mieszkańców Afryki, tudzież sąsiadów zza wschodniej granicy.
Czasami, kiedy mył podłogę w burdelu, wydawało mu się, że Itachi na niego patrzy. A czasem miał nawet wrażenie, że się do niego uśmiecha. Nagato bardzo chciał się do niego odezwać, ale nie miał odwagi. Wydawało mu się, że po ich ostatnim spotkaniu Itachi uznał go za szmatę i nic niewartą kurwę, chociaż w gruncie rzeczy był wobec niego uprzejmy.
Co dziwniejsze, czasami, kiedy wracał z pracy, miał wrażenie, że Itachi za nim idzie. Czuł jego obecność za swoimi plecami, ale zawsze, kiedy próbował go zobaczyć, to poczucie obecności znikało.
**
Usłyszał dzwonek do drzwi.
Spiął się cały. Czego znowu ktoś od niego chciał? Przecież był tego dnia w pracy…
Powoli podszedł do wyjścia. Dzwonek zamilkł.
Może mu się zdawało…
Drżącą ręką nacisnął na klamkę.
- Cześć, Nagato – usłyszał JEGO głos.
- Itachi? – wymamrotał, oszołomiony. – Przecież ja od miesiąca nie jadłem żadnych grzybów…
- Tym lepiej – mruknął Itachi. – Nie jedz tego gówna. Mogę wejść?
- Możesz… Oczywiście…
Nagato odsunął się od drzwi, wpuszczając go do środka. Zamknął je za nim na zasuwę, jakby bał się, że chłopak mu ucieknie. Stanął przed nim, przesunął spojrzenie wzdłuż jego sylwetki.
Itachi miał na sobie dżinsy, glany i za dużą, powycieraną, czarną bluzę z kapturem, który założył na głowę. Wyglądał całkiem zwyczajnie… I jednocześnie znacznie bardziej pociągająco, niż wtedy, kiedy był ubrany w spódniczkę i damską bluzkę.
- Jesteś… Jesteś śliczny… - wymamrotał Nagato.
Oparł przedramiona o jego barki, ściągnął mu kaptur. Poczuł przyjemny dreszcz, kiedy czarne włosy chłopaka dotknęły jego skóry.
- Dzięki – szepnął Itachi.
Uniósł ręce tak, że ich ramiona skrzyżowały się, i odgarnął mu grzywkę z twarzy. Przez moment patrzył mu w oczy, aż w końcu Nagato zamrugał, chociaż bardzo chciał się przed tym powstrzymać.
- Dlaczego przyszedłeś? – wyszeptał, czując, że zaczyna panikować. – Przecież ja naprawdę niczego nie jadłem…
- Chciałem cię zobaczyć – mruknął chłopak, nie odrywając spojrzenia od jego oczu. – Musiałem się o czymś… Przekonać.
- O czym…?
Przysunął się do niego, oparł brodę o jego bark.
- Mówiłeś, że miałeś wymyślonego przyjaciela, prawda?
Nagato zawahał się przez moment.
- Nie wymyśliłem cię – powiedział. – Po prostu… Widziałem cię.
- No to jesteśmy w nieco innej sytuacji – usłyszał jego cichy głos. - Ja miałem wymyślonego przyjaciela – zobaczył autoironiczny, jakby przepraszający uśmiech na jego ustach. - Wymyśliłem mu bardzo… Specyficzne, dziwne oczy. Zazwyczaj wydają się szare, ale to nieprawda. Bo są fioletowe.
Były fioletowe, chociaż wydawały się szare… To brzmiało znajomo. Itachi rozwiał wszelkie jego wątpliwości, mówiąc:
- A wokół źrenic mają ciemniejsze obwódki – uśmiechnął się ślicznie, chociaż ledwo zauważalnie. – Gdybyś spiął albo trochę przyciął włosy, zauważyłbym to wcześniej.
- Itachi… - wymamrotał Nagato, wpatrując się w jego twarz. – I ty… Zostaniesz ze mną?
- Dzisiaj zostanę, ale rano będę musiał iść. Nie chcę, żeby Madara się dowiedział, że u ciebie byłem.
- Ale nie zostawisz mnie… Samego? Na dłużej?
Itachi lekko, ostrożnie pocałował go w usta.
- Nie zostawię. Obiecuję.
**
Rano czuł ciepło jego ciała blisko siebie. Rozchylił powieki i spojrzał na niego.
Itachi wyglądał, jakby nie spał już od dłuższego czasu, ale mimo to cały czas leżał, wtulony w niego.
- Obudziłeś się, Nagato – mruknął, jakby był z tego niezadowolony. – Teraz będę musiał iść.
- Nie idź.
- Muszę. Madara nie może się dowiedzieć, dlatego im szybciej wyjdę, tym lepiej.
- Nie myśl o nim! – szepnął Nagato. – Proszę… Zostań ze mną.
- Nagato…
- Tylko na chwilę. Proszę…
- No dobrze – westchnął Itachi.
Uśmiechnął się lekko, przeczesał jego włosy palcami.
- Jesteś rudy – stwierdził. – Wcześniej tego nie zauważyłem. Lubię rude włosy.
- Lubisz…?
- Tak. A wiesz, czemu? Bo ten kolor jest tak rzadki, że jeszcze nigdy nie miałem rudego klienta.
Przechylił głowę do tyłu, pocałował go w usta. Tym razem pewniej, z większym zdecydowaniem. Nagato jęknął zduszenie, ujął jego twarz, pogłębiając pocałunek.
Chciał mu powiedzieć, jak bardzo go kocha, ale teraz słowa miały najmniejsze znaczenie.
**
Czekał na niego z niecierpliwością, rozglądając się po domu.
Po raz pierwszy od dawna naprawdę porządnie posprzątał. Uprał też wszystkie swoje ubrania – o istnieniu większości rzeczy znalezionych na dnie kosza nie miał pojęcia.
Usłyszał łomotanie do drzwi.
Podszedł do nich, zawahał się przez moment.
Itachi na pewno by zadzwonił. Nagato pomyślał, że może poczeka, udając, że nie ma go w domu, ale uznał to za zbyt ryzykowne – w końcu ten ktoś mógłby spotkać na klatce schodowej jego słoneczko i zrobić mu krzywdę.
Trzęsącymi się rękoma odsunął zasuwę i otworzył drzwi.
Na klatce stał Madara. I uśmiechał się.
Nie musiał nic mówić, Nagato doskonale wiedział, po co przyszedł. Cofnął się w głąb mieszkania, zasłaniając się kościstymi ramionami, ale w niczym mu to nie pomogło. Dealer złapał go za włosy i trzy razy uderzył jego czołem o żelazną futrynę. Chłopak zapiszczał z bólu, bezskutecznie próbując odepchnąć jego ręce. Madara pchnął go na podłogę, usiadł mu na klatce piersiowej i spojrzał na jego twarz, chcąc napawać się jego przerażeniem.
Nagato oddychał szybko, urywanie, a krew z czoła spływała do jego rozszerzonych oczu.
Madara z całych sił uderzył go w klatkę piersiową.
- Wiesz, za co? – warknął, łapiąc go za rękę i wykręcając ją mocno.
- Wiem… - wyjęczał chłopak.
Nie chciał słyszeć, że nie wolno mu kochać. Bo wiedział, że mu wolno.
Jego ręka chrupnęła niebezpiecznie, a on wrzasnął. Madara roześmiał się okrutnie, złapał go za przedramię i szarpnął je, wyłamując staw łokciowy. Kiedy to samo zrobił z jego drugim ramieniem, Nagato zaczął wrzeszczeć tak, że z całą pewnością słyszeli go nie tylko sąsiedzi, ale także ludzie z naprzeciwka.
Mężczyzna wstał z niego, uniósł jego nogę i ułożył ją na najniższej półce półotwartej szafy.
- Nie drzyj się, kurwo, bo jeszcze nie masz powodu! – warknął.
Z całych sił nadepnął ciężkim buciorem na jego piszczel. Nagato krzyknął krótko, ale zamilkł, kiedy następny kopniak spadł na jego szczękę.
- Itachi… - wymamrotał, patrząc błędnym wzrokiem na drzwi. – Ita… Chi…
Po chwili nie mógł już nawet wymawiać jego imienia, bo Madara złapał go za żuchwę i wyrwał ją ze stawów jednym, szybkim ruchem. Z gardła chłopaka wydostał się jakiś dziwny, nieartykułowany dźwięk.
- Wiesz, za co, kurwo? – mężczyzna uśmiechnął się okrutnie.
- Aha…- Nagato z trudem pokiwał głową.
Myślał o Itachim. Nie o tym, co robił mu Madara. O Itachim, i tylko o nim.
Stało się to trudne, kiedy mężczyzna zaczął uderzać go pięścią w klatkę piersiową.
Jeszcze trudniejsze, gdy wgniótł jego żebra głęboko w płuca i inne organy.
I praktycznie niemożliwe, kiedy kość jego mostka pękła w poprzek.
Ale on nadal myślał o Itachim.
I tylko o nim.

Epilog.
Madara zszedł po schodach, nie spiesząc się w ogóle. Nikogo nie zainteresuje śmierć tej kurwy, a już na pewno nie organy ścigania.
Uniósł głowę i uśmiechnął się podle. Z naprzeciwka szedł Itachi. Co prawda dealer rzadko widywał go w męskim ubraniu, ale mimo to poznał go od razu.
- Idziesz do Nagato? – spytał, z pozoru obojętnie, ale wewnątrz aż kipiał z podłej, złośliwej uciechy.
- Nie – odpowiedział mu spokojnie Itachi. – Nawet nie wiedziałem, że on tu mieszka.
- Nie okłamuj mnie! – Madara nie mógł powstrzymać chichotu. – Po co ci to? Nie będzie mi przeszkadzało, jeśli do niego pójdziesz.
Oczy chłopaka rozszerzyły się.
- Zrobiłeś mu coś! – podszedł do niego szybkim krokiem.
Wyglądał, jakby miał ochotę się na niego rzucić. Ręce mu drżały.
- Nic mu nie zrobiłem – skłamał Madara, a jego uśmiech poszerzył się. – Idź do niego. Może jeszcze coś zbierzesz.
Odszedł, śmiejąc się podle. Odwrócił się, żeby spojrzeć na Itachiego, który właśnie wchodził na klatkę schodową.
Bez wątpienia płacząc.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Forum Strona Główna -> +18 -> [M] Grzyby [Naruto] 18+ Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

   
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin