Forum  Strona Główna  

 


Forum Strona Główna -> Opowiadania własne / +18 -> [NZ] The Ode for Cruelty (2/?) +18
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
  Post [NZ] The Ode for Cruelty (2/?) +18 - Wysłany: Sob 10:15, 19 Maj 2012  
iami
Cichy obserwator



Dołączył: 18 Maj 2012
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


Tytuł: The Ode for Creulty
Gatunek: Fantasy, erotyka
Rating: +18
Opis: Małe państewko zwane Artemisia podbiła wielkiego kolosa- Imperium Tevinter (jak? nikt tego nie wie). Król Artemisii Bryonice po prostu wymyślił sobie utworzenie Cesarstwa... Każdy podbity kraj ma zapłacic daninę. Imperium Tevinter tą daniną czyni syna Lorda Magistra, przywódcy kraju. I tak Aranye- bo o nim mowa- trafia do państwa o zupelnie odmiennej kulturze od własnej i musi sie tam zaklimatyzować. Co nie przychodzi mu zbyt łatwo...


I
Danina


Wojna. Każdy zna to słowo. Śmierć tysięcy, podboje, niewola… Tak, wojna- oto do czego doszło. Bo kto by pomyślał, że takie maleńkie królestwo jak Artemisia wyrośnie na potężne militarnie państwo i rzuci się na podbój sąsiednich krajów? Nic w tym dziwnego, wielu króli marzy o wzniesieniu własnego cesarstwa… Nic w tym dziwnego? Byłoby tak, gdyby nie fakt, że na koniec Artemisia zdobyła dotąd niezwyciężonego kolosa- Imperium Tevinter.

-Panie…- barczysty mężczyzna o szpakowatej koziej bródce klęczał przed Lordem Magistrem Tevinter.- Każdy ..-zawahał się, przełknął ślinę i kontynuował-… podbity kraj musi złożyć daninę.
-Danina- powtórzył w zamyśleniu Rodriger.
Był dobrze zbudowanym mężem o dość długich czarnych włosach i gniewnych antracytowych oczach pełnych niezliczonych błyskawic. Nosił purpurową szatę o szerokich, postrzępionych przy końcach, rękawach. Pierś ozdabiał naszyjnik o kształcie celtyckiego czteroramiennego krzyża wpisanego w okrąg- symbol pozycji, którą piastował już od… tak, od stu pięćdziesięciu sześciu lat. Pozycji, która właśnie została potężnie zachwiana. Ucisnął kąciki oczu.
- Co możemy IM oferować? Złoto? Kryształy? Kopalnie rud? Oni tego mają teraz na pęczki!- warknął odwracając się gwałtownie. Toga zaszeleściła jakby chcąc poprzeć w furii swego pana.
-Wiem- uciął krótko Maaferat, Pierwszy Archont Tevinter, druga najważniejsza osoba w byłym Imperium. Stał nieopodal barczystego mężczyzny, który wciąż ani ważył się drgnąć.- Artemisia zażądała spłacenia daniny w ciągu najbliższego miesiąca. Inaczej…
-Wprowadzą dodatkowe wojska, zakują magistrów i archontów w kajdany z dwimerytu, i przeprowadzą ogólną pacyfikację. Ich król zdążył mnie już o tym uprzedzić…- Cholerny dwimeryt! Mała grudka tego gówna wystarczy, żeby z maga zrobić sobie niewolnika!- Shina, co ty o tym sądzisz synu?
-Pf- prychnął młody mężczyzna, który przed chwilą wszedł do Sali Tronowej. Burzę czarnych włosów podtrzymywała smolista szarfa- Co sądzę? To była hańba nie wojna. Dać się potraktować jak jakieś gówno… A co do daniny- wyślijmy im zapas cyjanku albo poletko kurary...- wygiął usta w złośliwym uśmieszku.
-Zabawne, skarbie- żona Lorda Magistra założyła nogę na nogę i oparła się o skórzane obicie fotela.- Zamiast gadać pierdoły, lepiej zdecydujmy co zrobić z tym fantem. Maaferat?
-Nie śmiem nic proponować- Archont uniósł ręce w obronnym geście.- Dobrze wiecie na czym stoimy.
-Żeby Imperium musiało płacić komuś haracz! Skandal- warknął Shina. Spojrzał z powątpiewaniem na ojca. On już wymyślił trybut. Wiesz, co im dasz… tylko dlaczego nam o tym nie mówisz!?- Czemu odnoszę wrażenie, że już podjąłeś decyzję?
-Poślę mu Aranye w ramach zapłaty- powiedział grobowym, pozbawionym emocji, głosem. Zapadła cisza. Domyślał się, że tak właśnie będzie. Teraz posypią się zarzuty ze strony żony, obelgi Shiny i … Maaferat nic nie powie. Bo on wie, że słowo Lorda Magistra się rzekło i z nim nikt nie ma prawa się spierać.
-CO!? CZYŚ TY ZWARIOWAŁ!? CHCESZ MU ODDAĆ ARANYE!?- żona zerwała się na równe nogi. Na policzki wpełzł rumieniec wzburzenia.- Jak możesz!? Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co oni mogą z nim zrobić!?
-Aranye to nie niemowlak, matko. To magister. Mag…. Jednakże to dość pochopne z twojej strony. Mój młodszy brat ma być przyszłym Lordem Magistrem…- zaczął Shina, ale urwał szybko. Ojciec się wściekł.
-To moja ostateczna decyzja i nikt jej nie zmieni!- wykrzyknął.- Arens! Przekaż Aranye, że chcę go tu widzieć!- wskazał palcem na trzęsącego się ze strachu wartownika. Ten tylko podskoczył w miejscu jak oparzony i posłusznie wybiegł z sali. Na korytarzu dało się słyszeć stukot jego butów kolczych. Po chwili drzwi ponownie stanęły otworem. W progu stanął drobnej budowy chłopak o dużych liliowych oczach. Hebanowe włosy, sięgające pośladków, oplatały delikatną twarz- prawie kobiecą. Były splecione w ciasny warkocz. Na sobie miał skórzaną spódnicę i dość mocno wydekoltowaną szkarłatną bluzkę. Powiódł spojrzeniem po zgromadzonych. Po ich minach.
-Wzywałeś, ojcze, więc jestem- nie odważył się spojrzeć mu w oczy. Prawo tego zakazywało: Lordowi Magistrowi w oczy się nie patrzy, nawet jeśli jest to twój rodziciel.
-Aranye…- Rodriger nakazał ręką podejść mu bliżej.- Powiedz mi, ile jest dla ciebie warte Imperium Tevinter? Ile byłbyś gotów dla niego poświęcić?
-Wszystko. To moja ojczyzna, ojcze- oznajmił bez zawahania.- Czemu pytasz?
-Zdajesz sobie sprawę, że musimy wypłacić Artemisii daninę?- poddał Rodriger. Przyjrzał się żonie i Shinie, by ostatecznie utkwić wzrok w stoickiej sylwetce Maaferata. –Nie mam koncepcji, co innego mógłbym …im ofiarować. Zgodzisz się, żebyś… ty był naszą spłatą?- odgarnął chłopakowi nieznośny pukiel włosów- Jesteś dla mnie cenniejszy niż cokolwiek na świecie, masz być moim następcą… ale nie widzę innego wyjścia z tej sytuacji…
-Ja…- w oczach Aranye pojawił się strach, który momentalnie rozmył się za zasłoną determinacji.- Zgadzam się.
Wydawało się, że w sali nagle zabrakło tlenu. Shina ze świstem wypuścił powietrze, a żona Lorda Magistra opadła bezwładnie na fotel. Nikt nie chciał zabrać głosu. Znowu nastała nieznośna cisza.
-Pozwolisz, że się spakuję?- Aranye skłonił się i odwrócił na pięcie. Wyszedł szybkim krokiem i skierował się prosto do swoich komnat. Odda mnie Artemisii? Odda. Danina musi być spłacona.

-Wasza Wysokość- posłaniec Tevinter klęczał na jednym kolanie, z mocno pochyloną głową.- Lord Magister przesyła w formie trybutu swoją najcenniejszą …osobę.
-Osobę?- Hallein momentalnie podchwycił nierzeczowość zapłaty.- Jakiegoś maga skrytobójcę?- wstał ze zdobnego krzesła umiejscowionego tuż po lewej stronie tronu. Długie platynowoblond włosy miał wysoko upięte srebrną klamrą. Przenikliwe błękitne oczy zdawały się przewiercać na wylot przybyłego sługę Rodrigera.
-Hallein- utemperował go król. Złota korona wysadzana rubinami i jakimiś innymi drobniejszymi kryształkami przyozdabiała jego krótko przycięte kasztanowe włosy.- Jakąż to „osobę” przysyła mi twój Lord? Śmiało, mów. Hallein nie rzuci w ciebie serią błyskawic- uśmiechnął się serdecznie.
Wasza Wysokość powinna ostrożniej obchodzić się w stosunku do Tevinterczyków, pomyślał Hallein. Jako przywódca Kolegium Magów w Artemisii dość sceptycznie podchodził do wszelkich magistrów z Imperium. Doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, iż Tevinter zawsze słynęło z pierwszorzędnych magów, a to że udało się ich pokonać zawdzięczają tylko i wyłącznie dwimerytowi i templariuszom.
-Bryonice, może Hallein ma jednak rację?- zaryzykowała stwierdzenie żona króla. Odruchowo, niby pragnąc ukryć zdenerwowanie, poprawiła suknię wykonaną z jasnoróżowego wzorzystego żakadru i białego atłasu. Gorset usztywniany sztywnikiem i fiszbinami, wiązany z przodu, upinał krągłe piersi. Krótkie rękawy z koronkowymi angażantami odsłaniały brzęczące złote bransoletki.- Jesteś pewien, że… Przecież to faktycznie może być…
-Jeśli pozwolisz, pani- wtrącił posłusznie posłaniec.- Ta osoba jest cenniejsza dla mego pana niż jakakolwiek rzecz materialna na świecie.
-O, doprawdy?- Hallein uniósł podejrzliwie brwi.- To dlaczegóż to Lord Magister wysyła ją do nas, w dodatku w roli daniny? Czyż nie chowałby jej przy sobie?
-Mój pan nie ma nic, co spełniłoby wasze wymagania, pozwolę sobie zaryzykować stwierdzenie. A ta osoba to syn jego, najmłodsze dziecko- podniósł wzrok na Bryonica.- Czy pozwolisz go chociaż wam przedstawić, Wasza Wysokość?
-Tak. Wprowadź go- król oparł się o podłokietnik tronu.- Śmiało- ponownie zachęcił.
-A więc pozwól, że ci przedstawię, Wasza Wysokość. Oto Aranye- wskazał na postać dotąd stojącą wśród licznych możnych zgromadzonych w sali tronowej. Postać spowitą w czerń obszernego płaszcza, ukrywającą oblicze w cieniu kaptura. Na słowa posłańca wystąpił naprzód. Skłonił się głęboko przed Bryonicem, po czym prostując się, odsłonił twarz. Szlachta wstrzymała oddech. Na tę reakcję właśnie liczono. Szlachta- kupiona, przebiegło przez myśl posłańcowi. A ty, królu?
Bryonice wpatrywał się w chłopaka z niemym zdumieniem. W życiu, na oddech Stwórcy, nie widział tak zjawiskowej istoty! Chłodna uroda młodego Tevinterczyka wywarła na nim ogromne wrażenie. Skinął głową na Halleina i wyszeptał mu coś do ucha. Mag kiwnął w odpowiedzi.
-Aranye, tak? Pozwól ze mną- wskazał komnatę przylegającą bezpośrednio do sali tronowej.
-Zaraz odpowiem ci, czy przyjmę taką formę daniny- skwitował król, pozostawiając posłańca w uczuciu niezdecydowania.

-Wejdź- Hallein zamknął drzwi do pokoju przy pomocy magicznego zamka.- Rozbierz się do naga. Rób co mówię- dodał ostrzejszym tonem, taksując wzrokiem zbuntowaną twarzyczkę chłopaka.
Aranye dość skwapliwie zdjął płaszcz. Potem rozpiął onyksowe guziczki szkarłatnej, tym razem pełnej, togi. Pozwolił zsunąć się na podłogę materiałowi. Spojrzał wyzywająco w błękitne oczy maga i czekał na jego dalsze ruchy.
-Stań w lekkim rozkroku i pochyl się w przód- nakazał. Chłopak zacisnął zęby i posłusznie wykonał rozkaz. Hallein stanął za nim. Lewą dłoń oparł na jego plecach, prawą położył na pośladku. Zmusił Aranye do głębszego skłonu i delikatnie wsunął palec w jego wejście. Chłopak drgnął, ale nie pisnął ani słowa. Ciasny. Nietknięty, powiedział sam do siebie mag.- Ubierz się. Każę przynieść ci pergamin i pióro. Wypiszesz mi wszystkie czary jakie znasz. Od dziś masz ścisły zakaz używania magii na terenie Artemisii. Jeśli go złamiesz zostaniesz dotkliwie ukarany. Przeze mnie- wyszedł z komnaty i skierował się prosto do tronu.- Jest czysty, mój panie- wyszeptał Bryonicowi.
-Dziękuję, Hallein- odprawił go ruchem ręki.- Przekaż swemu Lordowi Magistrowi, że przyjmuję jego daninę…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez iami dnia Wto 11:29, 22 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pon 23:42, 21 Maj 2012  
justusia7850
Chłodny podmuch



Dołączył: 08 Maj 2012
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


Ach!
Będę paskudna i zacznę od błędów!
Na początek:
- przed i po myślnikach, pauzach czy półpauzach (nie jestem pewna, czego używasz) musisz pamiętać o spacji, inaczej tekst jest mało czytelny, nie mówiąc już o braku stosowania się do zasad;
- na początku jest mnóstwo wielokropków(i nie zawsze są trzy kropki) - jak dla mnie to zbyt dużo;
- w wielu miejscach brakuje przecinków, np.
Cytat:
Był dobrze zbudowanym mężem o dość długich czarnych włosach
po długich
Cytat:
Na sobie miał skórzaną spódnicę i dość mocno wydekoltowaną szkarłatną bluzkę
po wydekoltowaną;

- pisząc wypowiedzi poszczególnych bohaterów, po pauzie powinnaś się ograniczyć do w miarę krótkich informacji, np.
Cytat:
-Danina- powtórzył w zamyśleniu Rodriger.
zdecydowanie powinnaś na tym zakończyć, a kolejne zdania, czyli w tym przypadku cały opis, ubiór i gesty zacząć od nowej linijki. Jeżeli martwisz się, że tuż przy sobie będą dwie wypowiedzi tej samej osoby, zawsze możesz później dodać, np. odezwał się ponownie, albo coś podobnego;

- według mnie całe zdania napisane wielkimi literami są zbędne i nie wyglądają dobrze
Cytat:
-CO!? CZYŚ TY ZWARIOWAŁ!? CHCESZ MU ODDAĆ ARANYE!?
czytając, potrafimy wczuć się w rolę matki i zrozumiemy jej reakcję, nawet jeżeli napiszesz wszystko małymi literami, wrzucając na końcu wykrzykniki;

- czasami warto byłoby dodać jakiś zaimek, np. tutaj
Cytat:
- żona zerwała się na równe nogi. Na policzki wpełzł rumieniec wzburzenia.
na jej policzki, albo na policzki wpełzł jej;

- a kiedy indziej bardziej rozbudować zdanie, niekiedy wystarczy jedno dodatkowe słowo, a zdanie już wygląda lepiej, np.
Cytat:
Mój młodszy brat ma być przyszłym Lordem Magistrem…- zaczął Shina, ale urwał.
lepiej brzmiałoby: ale urwał szybko, albo: ale urwał, bo jego ojciec wyglądał na wściekłego
Cytat:
Przejechał wzrokiem po żonie i Shinie, by utkwić go w pochylonej sylwetce Maaferata.
Przyjrzał się żonie i Shinie, by ostatecznie utkwić wzrok w sylwetce Maaferata;

- kiedy opisujesz myśli bohaterów, używaj znaczników html: [ i ]tutaj tekst, tylko, w nawiasach kwadratowych nie ma żadnych spacji![ /i ], dzięki temu czytelnik łatwiej zorientuje się w opowiadaniu. I, jeśli są one choć trochę odrębne od poprzedniego zdania narratora, to lepiej wyglądają, zaczęte od nowej linijki, np.
Cytat:
Szlachta- kupiona, przebiegło przez myśl posłańcowi. A ty, królu?
Szlachta - kupiona, przebiegło przez myśl posłańcowi. A ty, królu?


To chyba najistotniejsze rzeczy, które zauważyłam. Powinnaś poszukać bety, dobre rady naprawdę się przydają!

A teraz jeżeli chodzi o samo opowiadanie: podobało mi się! Tekst fajnie się zapowiada, więc z całą pewnością będę śledziła dalsze części.
Na początku miałam mały problem z zapamiętaniem nazw, imion i tytułów, ale szybko sobie z tym poradziłam.
Przeraził mnie nieco tytuł, bo choć lubię poczytać mniej lub bardziej brutalne teksty, po Twoim tytule, trochę się boję.
Właściwie nie zdradziłaś zbyt wiele o bohaterach, ale ojciec, który oddaje syna dla dobra królestwa jest po prostu zły... brr. Oby w piekle gnił. Ciekawi mnie postać Maaferata, ale zapewne nie rozwiniesz jej bardziej, bo akcja będzie skupiona wokół Aranye i Bryonica. Chyba, że szykujesz młodemu jakiegoś innego partnera, w co raczej wątpię. Ostatnia scenka - obiecująca. A groźba Halleina... bardzo wymowna.
Cóż! Życzę Wena i wytrwałości! A ja cierpliwie czekam na ciąg dalszy!
Pozdrawiam, Ju!


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Wto 10:44, 22 Maj 2012  
iami
Cichy obserwator



Dołączył: 18 Maj 2012
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


Dzięki. Bete mam tylko najwidoczniej nie chwyciła wszystkiego -ale widzę, że Zili miała racje że moge liczyć na obszerniejsze komentarze i podpowiedzi niż na blogu Razz



II
Inny świat

Aranye skończył wypisywać wszystkie znane mu czary. Odłożył pióro i pergamin w róg biurka.
-To wszystko? –uniósł brwi Hallein po zlustrowaniu dwóch stron zapisanych drobnym maczkiem. Chłopak wcale nie wydawał się znać aż tylu zaklęć, a jednak! Słowa były ułożone w trzy kolumny.- Całkiem ładny wachlarz czarów. Daj mi rękę.
Tevinterczyk spojrzał na maga z ukosa, jak na jakiegoś wygłodniałego wilka, po czym podał mu dłoń. Mężczyzna założył mu pierścień pokryty runami wykonany z kruszcu złudnie przypominającego białe złoto.
-Dwimeryt- rzucił- Masz zakaz korzystania z magii.
-Wiem- mruknął cicho chłopak.
-I bezczelności- dodał Hallein, mrużąc gniewnie oczy- Król Bryonice kazał przygotować dla ciebie pokój gościnny. Dopóki nie zadecyduje, co dalej z tobą zrobić, będziesz tam rezydować.
Po co on tworzy te pozory? Przecież doskonale wiem, że zrobi ze mnie prywatną dziwkę, pomyślał Aranye,a potem poczuł piekący ból na policzku. Dostał prosto w twarz rozłożoną dłonią maga.
-Słyszę twoje myśli, szczeniaku. Król Bryonice nie jest osobą za jaką uznają go Tevinterczycy. Nie każe ci roznegliżowywać się przed obcymi, ani nie przymusi cię siłą do współżycia- warknął wściekle.- Jeszcze jedno impertynenckie stwierdzenie pod jego adresem, a nakażę zamknąć cie w…
-Dość Hallein!- w drzwiach stanął smukły mężczyzna w sile wieku. Ubrany w granatowy frak, spod którego rozchylonych pół delikatnie wyłaniała się kamizelka, dalej śnieżnobiała koszula z żabotem i halsztukiem. Po chwili Aranye rozpoznał w nim indywiduum króla. Dlaczego nie nosi korony?
-To prywatne apartamenty- wyjaśnił zdawkowo mag, kłaniając się władcy.- Proszę o wybaczenie, wasza wysokość.
-Zapomnij o tym incydencie… Idź do swoich uczniów, wypytują o ciebie- oznajmił rzeczowym silnym tonem.
-Oczywiście, wasza wysokość- mag ścisnął w dłoni pergamin i opuścił komnatę.
-Mam nadzieję, że nie potraktował cię nazbyt nieuprzejmie- zaczął.- Dobrze się czujesz? Droga z Tevi…
-Tak, dobrze. Nie potrzebuję twojej troski- uciął krótko chłopak. O co chodzi temu mężczyźnie? Dlaczego jest taki przymilny?
-Cóż, cieszę się- powiedział ze zrezygnowaniem. Wiedział, że dopóki chłopak będzie w ten sposób reagować, to sobie nie porozmawiają. Wyprostował się. Wciąż stał oparty o framugę drzwi.- Moja córka wskaże ci pokój. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, powiedz jej. W takim bądź razie- odwrócił się, aby ruszyć przed siebie- dobrej nocy…?- zawiesił specjalnie głos. Doskonale pamiętał imię chłopaka, ale chciał je usłyszeć z jego ust.
-Aranye- dokończył, mrużąc nieprzychylnie oczy. Bryonice skinął głową i wyszedł, pozostawiając go w pustym pomieszczeniu.
Niecałą godzinę później do komnaty przybyła Deneve. Suknia à la française koloru beżu skutecznie uniemożliwiała jej sprawne poruszanie się. Drobne brokatowe ozdóbki zamigotały, kiedy kilka promyków zachodzącego słońca zaplątało się w kryształkach. Dygnęła delikatnie, wedle dworskiej etykiety. Tevinterczyk uniósł brwi i zmiażdżył biedną dziewczynę spojrzeniem.
-Witaj, Aranye- uśmiechnęła się, nie dając za wygraną. –Jeśli pozwolisz…
-Możesz skoczyć z tymi cyrygielami i mówić w normalny sposób?- warknął chłodno.
-Normalny? Acha!- roześmiała się szczerze- Chodzi ci o etykietę? Tak powinno zwracać się do gości, mój panie. Ale jak chcesz… Cóż, myślę, że dość się już nasiedziałeś w tej norze. Chodź, pokażę ci pałac- zmieniła styl mowy na „normalny”.
-Nie mam ochoty na wycieczki- prychnął nieprzekonany do idei księżniczki. Zwiedzanie pałaców nadętych bałwanów znajdowało się ostatnie na liście rzeczy, na które w danej chwili miał ochotę.
-Przestań kaprysić. Mnie tego oduczono, gdy byłam młodsza jeszcze od ciebie… No, prawie oduczono- pociągnęła go za rękę. Wzięła głębszy oddech- taki na jaki pozwalał jej gorset.- Miejsce gdzie akurat jesteśmy to gabinet Halleina. Markotny, co nie? Naprzeciwko jest jego prywatna biblioteka- zawsze zamknięta na klucz. Jak pójdziemy wzdłuż korytarza na prawo dotrzemy do schodów prowadzących na parter. W takim bądź razie my skręcimy na lewo- zaczęła słowotok. Aranye miał wrażenie, że Deneve zagada go na śmierć, pokazując kolejne sale: jadalnię, bawialnię (do czego komu bawialnia!?), pierwszy salon, drugi salon, gabinet jej ojca, salę balową z wyjściem na ogromny taras i wreszcie, lub niestety, schody na drugie piętro. Tam wskazała mu jego sypialnię, jej, króla, królowej- gdyż od pewnego czasu sypiali osobno, Cailana- kimkolwiek on był, ponieważ Aranye nigdy nie słyszał tego imienia; trzeci salon i duży balkon, z którego roztaczał się widok na błonia oraz fragment zatoki, nad którą wzniesiono stolicę. –To są ukochane ogrody mojej matki- wskazała palcem w dół.- Trzy lata temu zasadziła tam z ojcem krzak białej róży, ale jak dotąd nie wydał kwiatów…
Morskie powietrze owiewało im twarze, targało za włosy. Deneve odgarnęła pukiel blond włosów znad oczu, dyskretnie przenosząc wzrok na towarzysza popołudnia. Chciała wiedzieć, czy widok rozciągający się z balkonu, choć trochę go poruszył, ale tevinterczyk dalej miał kamienną minę. Patrzył przed siebie z pełną obojętnością. Do cholery, po co!? Po co to zwiedzanie? Po co z NIĄ!?
-Aranye?- zaryzykowała- Czy w Tevinter z twojego domu mogłeś obserwować morze?
-A po co? Myślisz, że nie miałem ważniejszych spraw na głowie niż bezsensowne gapienie się w wodę?- burknął lodowato, aż dziewczynę przeszył nieprzyjemny dreszcz.
-Tutaj jest inaczej. Zobaczysz- zapewniła, po czym postanowiła dać mu już spokój. Na razie nie udało się jej go zjednać, ale kto wie? Może później?

Noc była ciepła, a przynajmniej cieplejsza niż pamiętał z domu. Długo nie mógł zasnąć i to bynajmniej nie przez to, że odczuwał strach. Nie, nie bał się. Magistrowi Imperium takie zachowanie nie przystoi! Wiercił się na miękkim materacu- w Tevinter nie przywiązywano uwagi do takich wygód. Tam wygodnym posłaniem nazywano takie, w którym nie było ani dziur, ani robactwa- co zdarzało się nawet na dworze. Ciężkie kotary przesłaniały za sobą cały świat. Po krótkiej walce z obrzydliwie czystą i białą kołdrą, zsunął się z łóżka i podszedł do okien. Uchylił kawałek zasłony. Nieba nie zasnuwały żadne chmury- jakże odmiennie niż w Tevinter! Można było zobaczyć każdą słabo migoczącą gwiazdę… Wsparł się na łokciach i zapatrzył na firmament. Tak upłynęła mu godzina. Potem usiadł na parapecie i oparł plecami o ścianę. Puścił wreszcie kotarę i pozwolił się nią zakryć. Tak schowany przesiedział kolejną godzinę, aż w końcu usnął na dobre…
Obudził go rozhisteryzowany szloch jakiejś pokojówki, która na początku nie wiedząc gdzie on jest, pomyślała, że gdzieś uciekł. Dalej, po odkryciu jego kryjówki, zaczęła tłumaczyć płaczliwym głosem, że się pochoruje siedząc tak blisko szyby, bo „przecież ciągnie z dworu, proszę pana!”. Na początku wściekł się na jej zachowanie, by zaraz potem poczuć się głupio!? Zdziwił się tym. Oto pierwsza osoba, która szczerze martwiła się o niego- bez względu na to czy z polecenia, czy z samej siebie. Pozwolił jej uprzątnąć łóżko, związać w misternie udrapowaną teatralną kurtynę kotary, a następnie pokazać mu garderobę- niewielki pokoik przyklejony do sypialni.
-Jeśli pan nic nie wybierze, król przykazał zabrać pana do krawca- zamarła w pokornym ukłonie.
-Skąd się wzięły te ubrania?- zajrzał niepewnie do środka. Po obu stronach wisiały na wieszakach przenajróżnijesze stroje, począwszy od żakietów, fraków- typowych dla wyższych sfer Artemisii, a skończywszy na… tak! … na togach! Zatrzymał się przy ciemno bordowej szacie, ozdobionej jakimiś kamieniami.
-Kiedy zwiedzał pan z księżniczką pałac, król kazał je przynieść- odpowiedziała z tej samej pozycji. Spojrzał na nią wyczekująco.- Och, przepraszam. Poczekam na zewnątrz- zarumieniła się, rozumiejąc że chłopak chce się przebrać. Wystrzeliła z komnaty jak z procy. Wtedy też dotarło do niej, jak niegrzecznie się zachowała- nie przedstawiła się!
Aranye powoli, nie spiesząc się, założył ową bordową togę wyszywaną rubinami. Zaplótł długie włosy w ciasny warkocz i wyłonił się z pokoju. Na korytarzu czekała na niego ta irytująca służąca. Na jego widok wyprostowała się na baczność. Nie miał pojęcia, czy aby na pewno może stąd wychodzić. Pozwolą mi od tak wałęsać się po pałacu?, pomyślał rozglądając się na boki. Wczoraj nie zwrócił uwagi na wiszące w korytarzu portrety i krajobrazy, malowane farbą olejną z wielkim kunsztem.
-Jeśli mogę wtrącić- przerwała jego konsternację- Nazywam się Sophie. Od teraz jestem pańską prywatną pokojówką.
-Prywatną?- zdziwił się jeszcze bardziej. Co oni kombinują, że najpierw dają mi własną sypialnię, a potem tę panikarską pannicę?- Co masz na myśli?
Zamrugała szybko, jakby zastanawiając się, czy chłopak mówi poważnie, czy się z niej nabija.
-Cóż…- zająknęła się.- Każdy ważny osobnik na dworze ma własną pokojówkę. Ot dbamy o wasze wygody, sprzątamy po was, pomagamy w …w ubieraniu, kąpieli i innych rzeczach….- dodała spłoszona.
-Jak niewolnicy?- w Tevinter też miał kogoś takiego, ale tamta osoba była zakuta w kajdany wnerwiająco gruchoczące o posadzki.
-Nnie- zachichotała. Król uprzedzał, że młodzieniec pochodzi z kraju o odmiennej kulturze, więc może dziwnie się zachowywać.- W Artemisii nie ma niewolnictwa. Tutaj panuje demokracja, a pokojówka to… taki… zawód, jakby- przyłożyła palec do ust.- Płacą nam za to, co tutaj robimy.
Teraz on zamrugał szybko. Płacą za harówkę? Śmiechu warte.
-Jeśli na razie panu wystarczy pytań, proszę za mną. Księżniczka chciała zjeść z panem śniadanie- wskazała balkon.

Tevinterczyk skwapliwie podążył za służącą. Deneve siedziała na białym krześle przy świeżo przyniesionym stoliku. W dłoni trzymała małą porcelanową filiżankę ozdobioną barwnymi malunkami. Największą część czarki zajmował dumny paw z okazałym ogonem nakrapianym modrymi oczami. Na blacie stał nieduży brzuchaty czajniczek, obok niego leżał wiklinowy koszyczek pełen dziwnie poskręcanych w półksiężyce bułeczek. Aranye zatrzymał na nich swój wzrok, potem przeniósł go w inne miejsce- miseczek po brzegi wypełnionych jedna czerwoną papką, druga pomarańczową. Po przeciwległej stronie stolika znajdował się kolejny imbryk, tym razem z gorącą parującą brunatną cieczą. Księżniczka uśmiechnęła się kącikami ust. Chciała się odezwać, ale słowa zamarły gdzieś w drodze z gardła. Zastanawiała się chwilę i wreszcie skapitulowała. Wskazała mu wierzchem dłoni krzesło naprzeciwko siebie.
Chłopak zajął wskazane miejsce i spojrzał z byka na zastawiony stolik. Nie miał ochoty na jedzenie. Dokładniej mówiąc, umysł usilnie go przed tym powstrzymywał, ale ciało mówiło samo przez się. Zaczęło burczeć mu w brzuchu.
-Śmiało, nie krępuj się- Deneve sięgnęła po rogalika, jednakże momentalnie wyhamowała. Powinna mu wytłumaczyć, co je. Przecież w Tevinter z pewnością nie znają takich delikatesów.- Te bułeczki to maślane rogaliki- zaczęła, na sekundę zapominając o etykiecie i wskazała palcem półksiężyce – To w miseczkach to dżem… robi się go z owoców…- uśmiechnęła się szerzej. „Będzie z nim ciekawie…”, dodała w myślach, patrząc jak nieufnie spogląda w stronę imbryku.- Tutaj jest herbata, a tam… gorąca czekolada. Pyyyszna- dorzuciła z cichym mlaśnięciem.- Lepiej coś zjedz. Obiad będzie popołudniu, a kolacji wczoraj nie tknąłeś…- widząc, że na razie nie zabiera się do jedzenia, obsłużyła się sama, nie czekając na niego.
Aranye obserwował jak dziewczyna z zapałem pałaszuje rogaliki, co jakiś czas maczając je w dziwnej skondensowanej substancji zwanej DŻEMEM. W międzyczasie mruknęła coś odnośnie bagietek do jakiejś starszej pokojówki. Tamta dygnęła i zapewniła, iż przekaże kucharkom. Wkrótce niestety zaczął przegrywać walkę ze swoim żołądkiem. Z pewną dozą dystansu wziął rogalik i jeszcze bardziej niepewnie go ugryzł. W smaku przypominał kruche ciasto posmarowane grubą warstwą masła. Maślane rogaliki? Ciekawe, co jeszcze wymyślą… Nie można powiedzieć, że były niesmaczne, ale jego kubki smakowe -przyzwyczajone do ostro doprawionych potraw z Tevinter, dość nieprzychylnie zareagowały na taki „rarytas”. Dżemu nawet nie tknął. Wolał na razie nie ryzykować…

Tak minął tydzień. Rano –śniadania z Deneve, zawsze rogaliki lub bagietki i ten obrzydliwie słodki dżem. Króla, Halleina czy innych ważnych osób w ogóle nie widywał, z czego niezmiernie się cieszył. Kochał samotność, a nade wszystko –ciszę. Obiady jadał sam, w swojej sypialni. Nikt i nic nie wymusiłoby na nim spożywania ich w towarzystwie kogokolwiek z rodziny królewskiej… i tak miał duży problem, żeby rozróżnić, które sztućce są do tego, a które do tamtego. Sophie cierpliwie informowała go, że trójzębnego widelca i noża w kształcie łopatki używa się do ryb, a reszty…
-Dość! Czy wy nie macie tu NORMALNEGO jedzenia i NORMALNYCH sztućców!?- uderzył dłonią w stół. Kawałki rabarbaru wcześniej dekorujące tuńczyka zleciały na podłogę tworząc wokół siebie różowy szlaczek. Służąca podskoczyła w miejscu zaniepokojona nagłym napadem z jego strony. Wzięła kilka głębszych oddechów, po czym dokładnie i starannie pozbierała jedzenie z paneli. Z pewnością nabawi się przez niego nerwicy. Zanim zdążyła się odezwać, rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi.
-Mam wpuścić?- zapytała cichutko, drżąc na całym ciele, jakbym oczekując kolejnego ataku.
-Tak- mruknął z irytacją, wstając od stołu i przenosząc się na parapet. Sophie już chciała go zganić, że tam się nie siada, ale dała sobie z tym spokój. Otworzyła. Tuż przed nią stała Deneve w długiej koralowej sukni, przyozdobionej kremową koronką. Szyję przewiązała tasiemkową obróżką z kokardą.
-Już po obiedzie?- wyrzuciła na wstępie mijając w progu służącą. Odpowiedziało jej milczenie. – Ojciec chciałby, żebyś zaczął jadać z nami…- zatrzymała się w pół kroku, kiedy dostrzegła nieład na stole spowodowany wcześniejszym wybuchem.- Aranye? … Sophie, idź już.
-Czemu nie dacie mi świętego spokoju?- burknął, jak tylko pokojówka zniknęła z pola widzenia. Odwrócił się twarzą do księżniczki. Jego wzrok mógłby w tej chwili zamrażać.
-Nie smakuje ci nasze jedzenie? A może … zbyt dużo u nas tych niuansów w etykiecie?- zagadnęła przyjaźnie. Nie chciała toczyć z nim batalii w tym kierunku.
-Szczerze?- kiwnęła głową zachęcając do kontynuowania, chociaż doskonale wiedziała, że trafiła w sedno- Wasze potrawy są mdłe. Niedoprawione. Albo odwrotnie- niewłaściwie dobrane. Ryba z owocami? Mięso z owocami? Papka owocowa do …- zabrakło mu określenia na rogaliki.- To się nie klei!
-Cóż… Artemisia słynie z łakoci… - podeszła bliżej.- Można poprosić kucharza, żeby zakupił przyprawy, które znasz z Tevinter… ale obawiam się, że i tak nie przygotuje ci takiego posiłku, jakiego pamiętasz z domu- spuściła głowę w dół.- Ojcu zależy, żebyś czuł się tu dobrze- Więc czemu nie każe się tobie ode mnie odwalić!?¬- Proszę, cię. Chociaż jeden obiad... wspólnie. Mój ojciec, matka… ty… ja… proszę- zakończyła prawie żebrząc. Wiedziała, że to i tak nie wzruszy jego ego, ale żywiła nadzieję, że choć jeden raz uda się jej go namówić. Wyciągnęła ręce i ujęła drobne szczupłe dłonie chłopaka. „Ma tak delikatną skórę… aż niemożliwe. Zawsze myślałam, że oni są …szorstcy w dotyku”. – Mogę ci podpowiadać, co w danej chwili powinno się zrobić….
Wykrzywił twarz w pogardzie. Tak bardzo pragnął maksymalnie ograniczyć kontakty z członkami rodziny królewskiej… Tak bardzo pragnął się od nich uwolnić… Tak bardzo… pragnął… wrócić do Tevinter! Nie. Zgodziłem się być daniną, więc muszę spełniać wszelkie warunki umowy. Nie mogę narażać Imperium przez moje widzimisie. Uległ. Pozwolił sprowadzić się schodami na pierwsze piętro, do jadalni.
Długi mahoniowy stół zakryto śnieżnobiałym obrusem. Porcelanowa zastawa sugerowała, że typowe popołudniowe danie składało się z przystawki- w formie zupy, dania głównego- na dużym talerzu i czegoś jeszcze. To, co on jadał było stanowczo okrojoną wersją dworskiego obiadu. Odruchowo przełknął ślinę. Potem usłyszał tylko słowa dziewczyny: „Usiądź obok mnie” i został porwany w wir labiryntu savoir vivre. Sophie i inne pokojówki stały sztywno przy krzesłach, gdzie zasiadali ucztujący. Król skinął lekko głową na powitanie, podobnie uczyniła jego żona. Deneve odkłoniła się im i szturchnęła Aranye, by poszedł w jej ślady. Koszmar… Za jakie grzechy muszę się tak katować!?
Każda służąca podała im po miseczce z wodą. W dłoniach dumnie dzierżyły chusty.
-Umocz palce, a potem pozwól Sophie je osuszyć- mruknęła pod nosem Deneve. Chłopak spojrzał na falującą taflę wody, ale wykonał polecenie w należyty sposób. Natomiast za pozwolenie na działanie ze strony Sophie, powinien dostać szóstkę… Dalej zaczęła się prawdziwa katorga.
Długo musiał walczyć z samym sobą, żeby zjeść zawiesistą pomarańczową zupę, którą księżniczka nazwała: zupą z dyni. Kiedy wszyscy skończyli służba wyniosła głębsze naczynia i powoli z namaszczeniem wnosiła długie posrebrzane tace z kolejno: polędwiczkami w sosie śliwkowym, łososiem zawijanym w ciasto francuskie, stekiem z masłem pietruszkowym ze smażonymi ziemniakami z dodatkiem cykorii, pieczonymi kaczymi nóżkami z pigwą oraz smażoną makrelą z porami. Nie sposób tego przejeść…
-Spróbuj po trochu każdego. Jedz powoli, patrz na sztućce… najlepiej jedz to samo co ja, w tym samym czasie- ciągnęła nauki Deneve, uważnie obserwując swoją matkę, czy czasem nie podsłuchuje.- Za chwilę wniosą talerz z serami…- zakomunikowała- Nie musisz ich ruszać, ale udawaj że któregoś skosztowałeś.
-Powiedz mi, Aranye- odezwała się z drugiego końca stołu królowa.- Czy Artemisia jest dla ciebie bardzo, bardzo dziwnym krajem, czy tylko troszkę dziwnym?
-Bardzo, dziwnym- przełknął gulę w gardle. Dlaczego tak bardzo się denerwuję? Przecież w Tevinter nigdy tak nie było…, wyczuł pewien zarzut w swoich własnych myślach, a potem nieprzyjemnie wbijający się między żebra łokieć, sugerujący żeby na razie skupił się na jedzeniu. Kierował się wzrokowymi i cielesnymi sygnałami przesyłanymi od dziewczyny, żeby czegoś nie pomylić, czy nie urazić zachowaniem, tudzież nie wściec rodziców Deneve.
Król cicho debatował o czymś z królową, nie zwracając szczególnej uwagi na dwójkę młodych, teraz usilnie starających pozbyć się zza pleców kuchmistrza, który chwilkę wcześniej wyczołgał się ze swojej jamy, zwanej kuchnią. Zachwalał przygotowane przez siebie potrawy i marudził, że tevinterczyk je za mało.
-Będziesz taki chudziutki- pokazał swój mały, gruby paluch.- Taki, jak nie będziesz jadać jak przystoi.
-Tak, tak, Johann… Idź już sobie…- pomachała mu ręką księżniczka.- Każ przynieść deser….
-Naturalnie…- podskoczył z radości. Ubóstwiał gotować i rozpieszczać królewskie podniebienia. Słusznie obawiał się, że nie przypodoba się gustowi młodego gościa, ale cóż…- Dzisiaj przygotowałem makaroniki migdałowe z białą czekoladą, torcik truflowy z orzechami i ciasto jogurtowe. Smacznego życzę!- skłonił się prawie zarywając nosem o podłogę, po czym zniknął w odmętach swego królestwa.
-Johann ma dość interesujące podejście do życia- przerwał konsternację Bryonice. Upił łyk białego wina i spojrzał uważnie na Aranye. Nie widział go już tydzień od momentu, w którym zjawił się na dworze po raz pierwszy. W chwili obecnej tevinterczyk wydawał się mu jeszcze piękniejszy niż wcześniej. Chłodna uroda, alabastrowa cera, fiołkowe oczy -miotające pod światło błyskawice, kruczoczarne długie włosy nienagannie uczesane w ciasny warkocz. Miał na sobie burgundową togę. „A więc wolisz ubierać się jak na maga przystało. Będzie trzeba wymienić ci resztę szat…”, pomyślał automatycznie dobierając odpowiednie kolory do urody chłopaka. –Powiedz mi, kiedy obchodzisz urodziny?
Po co mnie pytasz o takie bzdurne rzeczy?, syknął w myślach.
-Dwudziestego pierwszego marca- padła lodowato zimna odpowiedź. Miejsce urodzenia też mam ci podać?
-¬W pierwszy dzień wiosny- zatrzebiotała Deneve, wyraźnie ucieszona.- Czyli… -swoim zwyczajem przyłożyła palec do warg- Za dwa dni! Ojej!- nastała krótka cisza, której w żaden sposób nie potrafił zrozumieć. Cała trójka pogrążyła się na sekundę we własnych myślach, by następnie rozpocząć zupełnie nową dysputę.
-Bryonice, pamiętasz że w tydzień po święcie wiosny odbywa się tradycyjny bal na zakończenie zimy?- przypomniała sumiennie Miriam.- Szlachta będzie KONIECZNIE chciała poznać twojego przyszłego…- nie dokończyła. Bryonice ściął ją wzrokiem.
Kochanka? Nie żartuj sobie… Kochanka to on może mieć, ale nie tevinterczyka! Ze mnie może mieć co najwyżej kurwę…, pomyślał z pewnym niepojętym ubolewaniem Aranye.
-Mam nadzieję, że umiesz tańczyć- żachnęła się królowa, wstając od stołu. Dało się wyczuć rosnące napięcie.
-Matko…- usiłowała pohamować ją Deneve, również wstając.- W Tevinter…
-To jest Artemisia, nie Tevinter- zganiła ją ostro.- Jest taka tradycja, że bal otwiera król pierwszym tańcem z żoną …lub kochankiem- dodała ironicznie.
-Miriam, dość tego- warknął Bryonice. Oparł się rękoma o blat i uniósł w górę.- Nie życzę sobie takiego tonu podczas obiadu. W dodatku…
-Wasza Wysokość. Hallein chciałby z tobą pilnie mówić- w progu pojawiła się służka maga, jak zawsze przyodziana w długą skromną sukienkę, i jak zawsze uczesana w dwa luźne warkocze.
-Dziękuję. Przekaż mu, że już idę- wyprostował się, przejechał wzrokiem po zgromadzonych w jadalni, po czym opuścił ją w upartym milczeniu.
-Wybacz, poniosło mnie- przeprosiła Miriam.- Jeśli nie umiesz tańczyć, trzeba będzie cię tego nauczyć. Deneve, czekaj z nim jutro po śniadaniu w bawialni, dobrze? Im szybciej zaczniemy, tym więcej zapamiętasz- wyszła szybkim krokiem, o ile szybki mógł być, gdyż fiszbiny i inne ozdóbki nieco utrudniały chodzenie.
-Nie znasz się na tym, prawda?- poddała księżniczka, wzdychając ciężko.- Czeka nas duuuzo pracy.
-A jeśli ja nie chcę uczyć się tego czegoś?- prychnął ze złością. Wystarczy chyba, że musiałem wysiedzieć tu dwie godziny na baczność!
-Nie możesz. Takie są tutaj zasady….- jęknęła z boleścią na myśl, że chłopak odrzuca zaproszenie do tańca ze strony jej ojca- To byłoby …niegrzeczne… wręcz haniebne.
-Nie jestem jego kochankiem. Niech sobie tańczy z żoną!- wściekł się.
-Ojciec i matka dość często się ostatnio kłócą. Zagryźliby się w tańcu- zamilkła. Dawno nie pamiętała takiego dnia, żeby ta dwójka się o coś nie pokłóciła.- Ale wiesz, to nie jest aż takie straszne. Zobaczysz…
Zobaczysz… i to zapoczątkowało kolejne katusze


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez iami dnia Wto 11:49, 22 Maj 2012, w całości zmieniany 3 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Wto 12:18, 22 Maj 2012  
An-Nah
Komentator Miesiąca
Komentator Miesiąca



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 107
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ogólnopolska stolica mHroCku
Płeć: Kobieta


Argh, zwolnij, mam się właśnie zabierać za pierwszą część, a ty mi drugą dorzucasz... daj mi czas przeczytać te dwie, zanim dodasz trzecią, co?


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Wto 12:24, 22 Maj 2012  
iami
Cichy obserwator



Dołączył: 18 Maj 2012
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


dobra Smile zwolnię


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Wto 14:32, 22 Maj 2012  
An-Nah
Komentator Miesiąca
Komentator Miesiąca



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 107
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ogólnopolska stolica mHroCku
Płeć: Kobieta


Ok. Przeczytane.

W końcu przybywa nam tekstów, które nie są fanfikami z Pottera Smile Strasznie mnie to cieszy Smile

Jest parę ciekawych pomysłów, które warto by rozwijać. Sama idea aroganckiego chłopaka, który w niewoli uczy się empatii i zrozumienia - ciekawa i nie tak oczywista, bo oczekiwałam raczej, po tytule i po wstępie, że będę miała do czynienia z typowym yaoi o panu i niewolniku: z obowiązkowym BDSM, gwałtami i syndromem sztokholmskim. Tymczasem rzeczywistość okazała się o wiele bardziej obiecująca.
Podoba mi się też postać księżniczki: miła, urocza dziewczyna, zainteresowana losem przysłanego na dwóch chłopca, wchodząca z nim w relację krojącą się na przyjacielską.

Na tym niestety pozytywy się kończą, bo w tekście jest mnóstwo rzeczy, które nie mają większego sensu albo które budzą moje poważne wątpliwości. O błędach językowych mówić nie będę - od dawna nie mam cierpliwości. Zresztą błędy językowe są łatwe do poprawienia, sens historii – to gorszy problem.

Po pierwsze, ja też bardzo lubię „Dragon Age”. „Wiedźmina” też. Jednak potarzanie nazw własnych w dokładnie takim samym kontekście (Imperium Tevinter rządzone przez magów…) albo użycie terminu, którego dotąd użył tylko jeden autor to bardzo śliska rzecz i nie świadczy najlepiej o kreatywności autora. Samo imperium rządzone przez magów i metal blokujący magię to idee na tyle ogólne, że użycie ich nie jest zabronione, ale już powtórzenie nazw – zgrzyta.

Po drugie, tytuł. Czemu po angielsku? I czemu z błędem? „Ode to” powinno być… Ale poważnie, co złego jest w „Odzie do okrucieństwa”? Po polsku ten tytuł też brzmi ładnie.
Tytuły w obcym języku mają sens tylko wtedy, jeśli wyrażają jakiś nieprzetłumaczalny idiom, są uznanym terminem albo cytatem.

Po trzecie. Krzyż celtycki? Suknia w stylu francuskim? Czyżby w tym świecie byli Celtowie i Francja? Jasne, każde używane przez nas słowo i każdy termin są jakoś zakorzenione kulturowo i żeby uniknąć tego, co w innym świecie nie istnieje, musielibyśmy pisać w nowym języku, a to niewykonalne… Ale jednak pewne terminy są w naszym świecie zakorzenione za mocno: a do takich należą nazwy odnoszące się do krajów w naszym świecie. W świecie fantasy nie ma Celtów: symbol krzyża celtyckiego może istnieć, ale będzie mieć inną genezę, inną nazwę i inne znaczenie. (I mała szansa na krzyże na grobach w świecie, w którym nie ma chrześcijaństwa!)

Po czwarte: Państwo podbite nie ma wyboru co do daniny dla zwycięscy. Danina, trybut ma do to siebie, że jest narzucona. To sposób na dodatkowe pognębienie i często upokorzenie pokonanego wroga. Jeśli podbity miałby wybór, dałby to, czego najmniej będzie mu brakować. I nie będzie poważnie traktował podbicia przez wroga, który mówi „A w sprawie daniny… wiesz co, dasz mi co zechcesz…”. Wiesz, jakie to pole daje dla podbitego, by upokorzyć najeźdźcę? Wyobrażam sobie teraz władcę podbitego państwa wysyłającego jako daninę nawóz… krowi na przykład.
Swoją drogą tak, wysyłało się dzieci na dwór najeźdźcy/suwerena/króla. Na „wychowanie” oficjalnie, nieoficjalnie: jako zakładnika, gwarancję lojalności. Wychowaj sobie przyszłego poddanego… Jeśli oglądasz „Grę o tron” to masz tam idealny przykład: Theona Greyjoya, który został wysłany do Winterfell na wychowanie po tym, jak Ned Stark pokonał jego ojca.

Po piąte: język dialogów. Władczyni mówiąca „pierdoły”? W oficjalnej sytuacji? Gdzie dobre wychowanie? Ja rozumiem, że jest zdenerwowana, ale „-Zabawne, skarbie- żona Lorda Magistra założyła nogę na nogę i oparła się o skórzane obicie fotela.- Zamiast gadać pierdoły, lepiej zdecydujmy co zrobić z tym fantem. Maaferat?” odebrałam jako zblazowanie, a nie nerwy. I niestety, postaci posługują się językiem, który nie kojarzy mi się z fantasy, ani z władcami – a z nastolatkami. Nie mówię, że powinnaś jaką stylizację stosować, ale mniej potoczności, przynajmniej w sytuacjach oficjalnych, dobrze by tekstowi zrobiło.

Po szóste: Kraj, w którym nie ma niewolnictwa przyjmujący daninę w formie niewolnika? Achaaaa…

Po siódme: Nie lepiej syna pokonanego wroga ożenić z własną córką? Scementuje się w ten sposób ziemie, będzie miało gwarancję lojalności podbitego państwa… W ogóle arbitralne zakładanie, że oddany jako zakładnik chłopak zostanie kochankiem swojego „właściciela” ma wiele wspólnego z jaoistycznymi fetyszami, a mało – z prawdopodobieństwem. Chyba, że władca Artemisii byłby znany ze specyficznej seksualności, rozwiązłości i otaczaniem się seksualnymi niewolnikami… czego zupełnie nie widzę. I jeśli Aryane ma zostać kochankiem króla, to czemu król nie kontaktuje się z nim, tylko wysyła córeczkę?

Po ósme: facet NIE MA błony dziewiczej w odbycie. A zwieracz jest bardzo elastycznym mięśniem i jeśli nie zostanie rozerwany (przy np. fistingu, czy nieostrożnym, brutalnym stosunku) NIE DA SIĘ poznać, czy ktoś był stroną bierną w seksie analnym, czy nie. Nie można wsadzić facetowi palca w tyłek i stwierdzić, że ten jest dziewicą. W OGÓLE się nie da stwierdzić, czy facet jest dziewicą czy nie (a i w wypadku kobiet nie jest to takie jasne, jak się potocznie uważa…). Jeśli zamierzasz opisywać sceny erotyczne, zrób jakiś research jak naprawdę wygląda gejowski seks. Nie opieraj się na opowiadaniach z blogów ani mangach yaoi.

Po dziewiąte: Aryane zachowuje się jak idiota. Jak rozpuszczony dzieciak. To samo w sobie złe nie jest, bo wiadomo książątka rozpieszczone bywają (polecam w tym temacie opowiadanie Dream) – ale w tym wypadku nie widzę podstaw do takiego zachowania. Przy ojcu chłopak zachowywał się jak odpowiedzialny, świadomy swoich obowiązków… w niewoli robi wszystko, żeby wystawić na próbę cierpliwość tych, którzy go więżą. Czyżby jakieś skłonności samobójcze?


Poza tym nie wciągnęło mnie szczególnie. Drugi rozdział dość nudny: tylko śniadania z księżniczką i nauka etykiety, różnice kulturowe pokazane na przykładzie tego, co się jada – płytkie. Brakowało czegoś głębszego… I co najważniejsze: nie wiem, czy ta historia będzie o czymś jeszcze, poza poznawaniem nowej kultury i przyszłym romansem. Nie widzę zalążków intrygi, a jak dla mnie – nie jest to szczególnie obiecujące.


EDIT:
Ok, coś mnie tknęło, żeby tytuł opowiadania wrzucić w google. I jednak jest poprawny i jeszcze dodatkowo jest cytatem z piosenki... Ale i tak uważam, że po polsku brzmiałby lepiej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez An-Nah dnia Wto 20:33, 22 Maj 2012, w całości zmieniany 2 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Forum Strona Główna -> +18 -> [NZ] The Ode for Cruelty (2/?) +18 Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

   
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin